[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- I tak jesteśmy ci wdzięczni za wszystko, co dla nas zrobiłeś, a teraz jeszcze
myślisz o Geraldzie... i próbujesz powstrzymać go przed popełnianiem głupstw.
Pózniej dowiedziała się, że markiz przyznał Geraldowi pensję
odpowiadającą pensjom większości oficerów Gwardii Królewskiej, a do
Bramforde House wysłał swego zarządcę wraz z personelem, by zbadali, co
można zrobić z domem i z posiadłością.
Poprzedniego wieczoru, kiedy spokojnie jedli kolację w małej jadalni,
markiz powiedział:
- Myślę, że pod koniec tygodnia będę miał dla ciebie wiadomości, Geraldzie.
- Wiadomości? - dopytywał się Gerald.
- Słyszałem, że pewien bardzo bogaty Amerykanin, którego trochę znam,
szuka domu na terenach myśliwskich. Chce go wynająć na pięć lat. A, że nie
jest osobą specjalnie towarzyską, nie chce nawiązywać stosunków z
eleganckim towarzystwem Leicestershire.
Carmelli zapłonęły oczy.
- Chcesz powiedzieć, że on mógłby wynająć Bramforde House? - zapytała.
- Wspomniałem mu o domu, a on uznał, że wydaje się idealny. Co więcej,
będąc ogromnie zamożny, gotów jest wydać dużą sumę pieniędzy na wygody w
domu. Mogę wam powiedzieć, że oznacza to nie tylko renowację pokojów i
praktycznie umeblowanie ich na nowo, ale również, jako że on jest
Amerykaninem, zainstalowanie łazienek.
Gerald wydał okrzyk radości, a Carmella zapytała:
- Czy to znaczy, że on będzie również płacił czynsz?
- Bardzo wysoki, jeśli Maynard będzie miał tu coś do powiedzenia -
powiedział markiz. - I myślę, że przy odrobinie szczęścia do czasu, kiedy
posiadłość zostanie uładzona i pod okiem kompetentnego Maynarda zacznie
przynosić dochód, Gerald przestanie być żołnierzem i będzie mógł osiąść w
Bramforde House jako ziemianin, którym i ja zamierzam zostać.
Gerald i lady Bramforde prześcigali się w podziękowaniach, a on był
wyraznie zażenowany ich wdzięcznością. Kiedy zostali sami, Carmella
zapytała:
- Jak to się dzieje, że jesteś tak niezwykle uprzejmy i hojny dla Gerry'ego?
Jeśli on jest szczęśliwy, to mama także. A i mnie nie wydaje się, że mogłabym
być szczęśliwsza, niż jestem w tej chwili.
- Zamierzam uczynić cię o wiele szczęśliwszą, kiedy będziesz moją żoną -
powiedział markiz.
- Trudno mi... powiedzieć, jaka jestem ci... wdzięczna.
- To jedyny sposób, w jaki mogę ci podziękować za to, że żyję. Bo gdybyś
mnie nie ocaliła, Carmello, nie byłoby mnie tutaj, żeby ci powiedzieć, jak
bardzo cię kocham i jak pragnę, żeby już było jutro, kiedy będziesz moja.
A gdy Carmella chciała dziękować mu nadal, pocałował ją i już nie mogła
myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, że kocha go do szaleństwa.
Kaplica, która została zbudowana w tym samym czasie, co dom, była bardzo
piękna. Zasypano ją mnóstwem białych kwiatów, przeważnie lilii, a ich zapach,
łagodna muzyka organowa i atmosfera świętości sprawiały, że Carmella miała
wrażenie, iż wstąpiła do osobliwego nieba i że od tej chwili, jako że otrzymała
boskie błogosławieństwo, wszystko będzie nieziemskie.
Suknia ślubna, która - jako prezent od markiza - nadeszła z Londynu, była
śliczna, podobnie jak wyprawa panny młodej, którą dla niej zamówił. Patrząc
na swe stroje Carmella zrozumiała, że tylko ktoś z artystycznym wyczuciem i
szczególną wrażliwością na wszystko, co jej dotyczy, mógł wiedzieć, co jest
dla niej odpowiednie.
Trochę nieśmiało opowiedziała markizowi o tym, jak pożyczyła stroje od
przyjaciółki Geralda, mademoiselle Yvonne, a on, choć śmiał się z jej
opowieści, powiedział:
- Już nigdy nie będziesz musiała tego robić! A ja, chociaż każę Geraldowi
ofiarować mademoiselle Yvonne stosowny prezent, kiedy ją zobaczy,
dopilnuję, kochanie moje, by panny Iwony z tego świata nie wkraczały w ciche
życie, jakie będziemy wieść na wsi.
- W nasz nowy świat - powiedziała łagodnie Carmella.
- Zwiat miłości - odparł markiz. - W ten świat ty mnie wprowadziłaś,
najdroższa moja, i nigdy go już nie utracę.
Gdy opuszczając Ingleton Hall wyjeżdżali z podjazdu, Carmella zapytała:
- Jeszcze mi nie powiedziałeś, dokąd jedziemy?
- To tajemnica - odparł markiz - ponieważ chcę, żebyśmy byli zupełnie sami.
%7ładnych gości, żadnych rozrywek, dopóki nie wrócimy, a i wtedy będziemy
mieli milion rzeczy do zrobienia. Przede wszystkim, choć jeszcze ci o tym nie
powiedziałem, cała posiadłość zechce uczcić nasze małżeństwo.
Carmella spojrzała na niego zdumiona, a on wyjaśnił: - To oznacza, że będą
dużo jeść i pić, upieką całego wołu i, oczywiście, spodziewają się
fajerwerków...
- ...które mnie sprawią taką samą przyjemność, jak im wykrzyknęła
Carmella. - Tylko raz w życiu widziałam sztuczne ognie i uważam, że są
bardzo ekscytujące.
- Wobec tego urządzimy wspaniały pokaz - obiecał markiz. - Tyle jest
rzeczy, kochanie moje, których nigdy nie miałaś, a które chcę ci dać i dzielić je
z tobą.
Zobaczył, że Carmella się uśmiecha i instynktownie popędził konie, jakby
palił się do tego, by już być u celu.
Po niespełna dwóch godzinach dotarli do celu podróży i Carmella odkryła,
że jest to uroczy dom, zbudowany w stylu włoskich willi, ze schodzącym ku
Tamizie ogrodem.
- Kupiłem ten dom dawno temu - powiedział markiz - kiedy chciałem się
nauczyć wiosłowania na kajaku. Teraz będę cię mógł zabierać na wodę, jeśli
będziesz sobie tego życzyła.
Uśmiechnął się i dodał: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
- I tak jesteśmy ci wdzięczni za wszystko, co dla nas zrobiłeś, a teraz jeszcze
myślisz o Geraldzie... i próbujesz powstrzymać go przed popełnianiem głupstw.
Pózniej dowiedziała się, że markiz przyznał Geraldowi pensję
odpowiadającą pensjom większości oficerów Gwardii Królewskiej, a do
Bramforde House wysłał swego zarządcę wraz z personelem, by zbadali, co
można zrobić z domem i z posiadłością.
Poprzedniego wieczoru, kiedy spokojnie jedli kolację w małej jadalni,
markiz powiedział:
- Myślę, że pod koniec tygodnia będę miał dla ciebie wiadomości, Geraldzie.
- Wiadomości? - dopytywał się Gerald.
- Słyszałem, że pewien bardzo bogaty Amerykanin, którego trochę znam,
szuka domu na terenach myśliwskich. Chce go wynająć na pięć lat. A, że nie
jest osobą specjalnie towarzyską, nie chce nawiązywać stosunków z
eleganckim towarzystwem Leicestershire.
Carmelli zapłonęły oczy.
- Chcesz powiedzieć, że on mógłby wynająć Bramforde House? - zapytała.
- Wspomniałem mu o domu, a on uznał, że wydaje się idealny. Co więcej,
będąc ogromnie zamożny, gotów jest wydać dużą sumę pieniędzy na wygody w
domu. Mogę wam powiedzieć, że oznacza to nie tylko renowację pokojów i
praktycznie umeblowanie ich na nowo, ale również, jako że on jest
Amerykaninem, zainstalowanie łazienek.
Gerald wydał okrzyk radości, a Carmella zapytała:
- Czy to znaczy, że on będzie również płacił czynsz?
- Bardzo wysoki, jeśli Maynard będzie miał tu coś do powiedzenia -
powiedział markiz. - I myślę, że przy odrobinie szczęścia do czasu, kiedy
posiadłość zostanie uładzona i pod okiem kompetentnego Maynarda zacznie
przynosić dochód, Gerald przestanie być żołnierzem i będzie mógł osiąść w
Bramforde House jako ziemianin, którym i ja zamierzam zostać.
Gerald i lady Bramforde prześcigali się w podziękowaniach, a on był
wyraznie zażenowany ich wdzięcznością. Kiedy zostali sami, Carmella
zapytała:
- Jak to się dzieje, że jesteś tak niezwykle uprzejmy i hojny dla Gerry'ego?
Jeśli on jest szczęśliwy, to mama także. A i mnie nie wydaje się, że mogłabym
być szczęśliwsza, niż jestem w tej chwili.
- Zamierzam uczynić cię o wiele szczęśliwszą, kiedy będziesz moją żoną -
powiedział markiz.
- Trudno mi... powiedzieć, jaka jestem ci... wdzięczna.
- To jedyny sposób, w jaki mogę ci podziękować za to, że żyję. Bo gdybyś
mnie nie ocaliła, Carmello, nie byłoby mnie tutaj, żeby ci powiedzieć, jak
bardzo cię kocham i jak pragnę, żeby już było jutro, kiedy będziesz moja.
A gdy Carmella chciała dziękować mu nadal, pocałował ją i już nie mogła
myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, że kocha go do szaleństwa.
Kaplica, która została zbudowana w tym samym czasie, co dom, była bardzo
piękna. Zasypano ją mnóstwem białych kwiatów, przeważnie lilii, a ich zapach,
łagodna muzyka organowa i atmosfera świętości sprawiały, że Carmella miała
wrażenie, iż wstąpiła do osobliwego nieba i że od tej chwili, jako że otrzymała
boskie błogosławieństwo, wszystko będzie nieziemskie.
Suknia ślubna, która - jako prezent od markiza - nadeszła z Londynu, była
śliczna, podobnie jak wyprawa panny młodej, którą dla niej zamówił. Patrząc
na swe stroje Carmella zrozumiała, że tylko ktoś z artystycznym wyczuciem i
szczególną wrażliwością na wszystko, co jej dotyczy, mógł wiedzieć, co jest
dla niej odpowiednie.
Trochę nieśmiało opowiedziała markizowi o tym, jak pożyczyła stroje od
przyjaciółki Geralda, mademoiselle Yvonne, a on, choć śmiał się z jej
opowieści, powiedział:
- Już nigdy nie będziesz musiała tego robić! A ja, chociaż każę Geraldowi
ofiarować mademoiselle Yvonne stosowny prezent, kiedy ją zobaczy,
dopilnuję, kochanie moje, by panny Iwony z tego świata nie wkraczały w ciche
życie, jakie będziemy wieść na wsi.
- W nasz nowy świat - powiedziała łagodnie Carmella.
- Zwiat miłości - odparł markiz. - W ten świat ty mnie wprowadziłaś,
najdroższa moja, i nigdy go już nie utracę.
Gdy opuszczając Ingleton Hall wyjeżdżali z podjazdu, Carmella zapytała:
- Jeszcze mi nie powiedziałeś, dokąd jedziemy?
- To tajemnica - odparł markiz - ponieważ chcę, żebyśmy byli zupełnie sami.
%7ładnych gości, żadnych rozrywek, dopóki nie wrócimy, a i wtedy będziemy
mieli milion rzeczy do zrobienia. Przede wszystkim, choć jeszcze ci o tym nie
powiedziałem, cała posiadłość zechce uczcić nasze małżeństwo.
Carmella spojrzała na niego zdumiona, a on wyjaśnił: - To oznacza, że będą
dużo jeść i pić, upieką całego wołu i, oczywiście, spodziewają się
fajerwerków...
- ...które mnie sprawią taką samą przyjemność, jak im wykrzyknęła
Carmella. - Tylko raz w życiu widziałam sztuczne ognie i uważam, że są
bardzo ekscytujące.
- Wobec tego urządzimy wspaniały pokaz - obiecał markiz. - Tyle jest
rzeczy, kochanie moje, których nigdy nie miałaś, a które chcę ci dać i dzielić je
z tobą.
Zobaczył, że Carmella się uśmiecha i instynktownie popędził konie, jakby
palił się do tego, by już być u celu.
Po niespełna dwóch godzinach dotarli do celu podróży i Carmella odkryła,
że jest to uroczy dom, zbudowany w stylu włoskich willi, ze schodzącym ku
Tamizie ogrodem.
- Kupiłem ten dom dawno temu - powiedział markiz - kiedy chciałem się
nauczyć wiosłowania na kajaku. Teraz będę cię mógł zabierać na wodę, jeśli
będziesz sobie tego życzyła.
Uśmiechnął się i dodał: [ Pobierz całość w formacie PDF ]