download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wskazówek ze strony konduktora udał się do jego przedziału. Doskonale wiedział, w którym
przedziale urzęduje konduktor i że trzyma tam wodę mineralną. Czy to było normalne
zachowanie? Czy nie powinien był zwrócić się do konduktora z pytaniem o jego przedział?
Wniosek? Znał każdy kąt w tym wagonie.
Dopiero teraz te wszystkie fakty wydały mi się podejrzane, a powinienem był zwrócić
na nie uwagę już wcześniej. Moją nieuwagę złożyłem na karb nocy - byłem zmęczony i
myślałem na zwolnionych obrotach. Poza tym ciążyła na mojej psychice świadomość
zagrożenia, jakie spadło na bezcenny skarb polskiej kultury, jakim był notatnik Norwida. I
jeszcze sprawa krzyża lotaryńskiego!
Przypomniałem sobie o znalezionej w moim przedziale  pluskwie . Podzieliłem się tą
nowiną z Boginią.
- Obawiam się - dodałem i z powrotem założyłem okulary - że w każdym przedziale
możemy znalezć podobne cacka.
Bogini zbladła. Była autentycznie przerażona. Gdyby tylko udawała, wyczułbym, że
zmyśla. Ta piękna kobieta mówiła prawdę o dziennikarzu Vidacu i inspektorze Lohnmanzu.
Przejęła się moją wzmianką o  pluskwie . Nie ulegało wątpliwości, że ktoś zabawiał się
naszym kosztem, odgrywał mistyfikację, rodzaj upiornego teatru, a my zostaliśmy
nieświadomymi aktorami widowiska kontrolowanego przez tajemniczego reżysera. Poza moją
skromną osobą, oczywiście.
- Co tu się dzieje? - zapytała zdławionym szeptem.
Klęknąłem i omiotłem wzrokiem przestrzeń pod łóżkiem, zajrzałem w kilka innych
miejsc. Wydawało mi się, że nie było tutaj  pluskwy . Na wszelki wypadek włączyłem radio,
aby zagłuszyło naszą rozmowę, jeśli tylko byliśmy podsłuchiwani.
Powiedziałem jej o wszystkim. Po tym co mi powiedziała, powinienem odwzajemnić
się Bogini zaufaniem. Nie wytrzymałem i musiałem podzielić się wiedzą o Saint-Germainie.
Uwierzyłem pięknej kobiecie, będąc świadomym ryzyka klęski, bowiem los zawsze mnie
karał, gdy próbowałem zaufać pięknym niewiastom. Ale tym razem kpiłem sobie z losu.
Kpiłem sobie z Saint-Germaina. Niech się dzieje co chce!
- To... to wszystko prawda? - zapytała przerażona Bogini.
Nagle na jej gładkim i wypolerowanym najdroższym balsamem czole pojawiły się
zmarszczki. Były niczym spękania na płótnach starych mistrzów, szpeciły nieco obraz, choć
samo dzieło wciąż tchnęło nieskończonym pięknem. - I co my teraz zrobimy?
- Jeśli tylko Saint-Germain nie wie nic o pani i o Vidac u, jesteśmy górą -
odpowiedziałem.
- Tak pan sądzi?
- No tak, gdyż inaczej Lohnmanz nie obwieściłby wszem o wobec, że Vidac to
fałszywy dziennikarz. Nie zrobiłby tego, wiedząc, że zna pani Vidaca.
- Jest pan genialny!
- Och, bez przesady - bąknąłem zadowolony z komplementu.
- Nie powinniśmy porozmawiać na osobności z konduktorem? - zaproponowała.
- Też o tym pomyślałem. Wzdrygałem się przed tą koniecznością prawie od samego
Paryża, ale sądzę, że teraz przyszła na to pora. Niewykluczone, że Lohnmanz to sam Saint-
Germain! Przybył tutaj, aby uspokoić nasze sumienia odnośnie kradzieży notatnika. Nikomu z
nas nie przyjdzie do głowy zawiadomić policji, skoro w naszym pociągu przebywa inspektor
policji. Sprytne, nieprawdaż?
Nagle Bogini nerwowo sięgnęła po leżący na stoliku telefon. To ciche popiskiwanie
urządzenia kazało jej sprawdzić ów sygnał. Okazało się, że Bogini czeka na pilny SMS od
znajomego z Paryża.
- Nie! - podskoczyła zawiedziona, patrząc na wyświetlacz komórki. - To nie to... brak
pola! Czy pan też ma kłopoty z zasięgiem?
- Nie. Ale co się stało?
- Czekam na wiadomość od znajomego z Paryża. Yves ma wytrzasnąć numer telefonu
komórkowego Vidaca! Ale teraz jest noc, więc pewnie zapomniał o wszystkim i poszedł spać.
To wielki śpioch, ten mój Yves.
- Myślałem, że się znacie - uniosłem brwi u górze. - Mam na myśli panią i Yidaka...
- Vidac kupił nowy aparat - wyjaśniła prędko. - Ale nie był uprzejmy podać mi
nowego numeru.
- To zmienia postać rzeczy.
- Jak tylko zdobędę ten numer, zadzwonimy i spytamy samego Vidaca, co jest grane.
Tyle, że tu nie ma pola...
Bogini zaczęła chodzić z telefonem po przedziale i szukać pola zasięgu.
- Lepiej, abym już sobie poszedł - ukłoniłem się kobiecie zniecierpliwiony. - Dziękuję
za współpracę. I za zaufanie. Będziemy w kontakcie.
- Niech pan przychodzi do mnie, kiedy tylko zechce - zaproponowała na odchodnym. -
Nie usnę już do Warszawy. Proszę pukać cztery razy. Niech pan zaczeka!
Bogini wyjrzała przezornie na korytarz. Po chwili dała mi ręką znak, abym zmykał.
Czmychnąłem z jej przedziału, a ona pomachała mi jeszcze na pożegnanie ręką. Zamknęła
drzwi.
Odruchowo zerknąłem za siebie i ujrzałem znikający w głębi przedziału czubek
głowy. Ktoś, kto mnie podglądał, schował się we wnęce przedsionka wagonu. Głowy bym nie
dał, ale wydawało mi się, że była to kobieta. Szczurzycka? A może Mirabela? I znowu
powróciła niezdrowa podejrzliwość. A jeśli któraś z nich pracuje dla Saint-Germaina?
To, zdaje się, była gruba przesada. Któraś z naszych pań przypadkowo widziała moje
rozstanie z Boginią. Czort wie, co pomyślała sobie o mnie i o Bogini, ale poczułem rodzaj
tłumionego rozbawienia tą sytuacją. Jeśli to była Szczurzycka, pewnie zalewała ją teraz krew
z zazdrości o Boginię.
Poszedłem na tył wagonu sprawdzić, kim był mój podglądacz. Niestety, osoba ta
zdążyła się przezornie skryć w toalecie. Czy miałem dobijać się teraz do drzwi, aby za
wszelką cenę ustalić tożsamość podglądacza? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •