[ Pobierz całość w formacie PDF ]
a raczej wó z z Joachimem zjawił się przedbungalowem.
Ale ju\ od pierwszego momentu przyzwyczaiła się do myśli, \e musi się jejUdać, \enapewno
się jej uda i biegła przez deptak,a ipotem przez 'pla\ę nucąc, i umilkła dopiero wtedy,kiedy
zobaczyła go przedsobą.
Filip nie le\ał, ale siedział okryty swoim pasiastymręcznikiem odmorza dął ostry
wiatr, ludzie grzebaliw piasku głębokie dołki, usypywali wały ochronne,spozaktórych
widaćbyło tylko ich fruwające na wietrze włosy, ale on nie korzystał z tych przykładów,
siedział marznąc, nieruchomy i zapatrzony przed siebie, w piasek czyw morze, sam zapewne
nie wiedział, co ma przed oczyma.
Zatrzymała się onieśmielona ipo raz pierwszy nie mogła znalezć\adnego słowana
rozpoczęcie rozmowy.
Dopiero kiedypowiał ostrzejszyjeszcze ni\ dotądwiatr,zrywając Niemcom z sąsiedniego dołka
słomiane kapelusze, uklękła napiasku i powiedziała cicho:
Zaziębisię pan.
Trzeba siępoło\yć albo iść stąd.
Drgnął zaskoczony.
- Ach, nie powiedziałnie jest mi zimno.
Przypominałjej Eryka, kiedy dzwoniąc zębami wracałze ślizgawki z kurtkąprzewieszonąprzez
ramię.
Powiedziała muto, a czas uciekał bezlitośnie i Joachim stałju\zapewne na schodach przed
pocztą i zapomniawszydomknąć ust ze zdziwienia nie mógł sobie wyobrazić, cosię stało zjego
samochodem.
Kto to jestEryk?
zapytał.
Mój młodszy brat.
Te\mu nigdynie jestzimno,a potemzasmarkuje dwatuziny chustek.
Nie zabrałem ze sobą nawet'pół tuzina.
Niemogęwięc mieć kataru uśmiechnął się, ale trwało to bardzokrótko.
Zliczną zaczęłam rozmowępomyślała Maritiew popłochu.
Katari zasmarkane chustki!
To dlatego \emiaławcią\ do czynienia z 'tymi smarkaczami, Bibi i Erykiem.
Była wściekła na siebie, ale nie mogłaz tegowybrnąć.
Joachim, zadyszany i [przestraszony, pędził ju\pewnie z pocztydobungalowu.
Jeśli zacznie się panu katar powiedziała będzie panmusiał przeznaczyć na zakup
chustek część
swoich dewiz.
O Bo\e!
zawołała nagle.
Nie chcę,\eby pan tu siedział!
Mięchcę!
Zabieram panado Warny,do Bałczyku, gdziekolwiek.
Przecie\nie mo\e pan tutkwić na tym zimnie.
I w dodatkunic pan jeszcze niewidział.
Nica nic.
Sam mi pan o tym mówił.
Po co wobec tegopan tu przyjechał?
Nie szkoda panu ka\degodnia?
Oczywiście\e tak odpowiedział nagle.
śe..
co?
śe szkoda.
Zdaje pan sobie jednak z tego sprawę.
Więc niechpan tu nie siedzi.
Mam woz.
Za piętnaścieminut jesteśmy wWarnie.
Potrząsnął powoli głową.
A czy chodzi tylko o pokonanie przestrzeni?
Wcią\ klęczała przed nim na piasku, starając się zajrzeć mu w oczy, zrozumieć coś z tego, co
mówił.
Zaczynała ogarniać ją rozpacz.
Joachim dobieg!
do bungalowui łapiąc z trudem powietrze, opowiadał, jakporwała muwoz.
Nawet Missis nie będzie miaładość poczucia humoru, \eby nie wyjawiając tegona głos uznać
toza świetny dowcip.
Za piętnaście minut mo\emy być w Warnie!
powtórzyła.
Proszę!
Bardzo pana proszę,niech pan mizrobi tę przyjemność.
Dotknąłna chwilę palcami jej brody.
Ale przecie\ miała to być przyjemność dla mnie.
Zaczerwieniłasię, przyłapana.
W bungalowie kończono
pośpiesznie oględziny lokalu, Max zapewne wiedział ju\,
gdzie najpierw nale\yjej szukać.
Ale dla mnie te\ szepnęła.
Jeśli dla pana,toi dla mnie.
Mo\e pan to zrozumieć?
Mogępowiedział zupełniecicho.
No więc niech pan wstaje!
Mamy bardzo małoczasu.
Jak to zerknął na zegarek do drugiej.
Do drugiej.
powtórzyła, zwil\ając końcem języka zaschłe wargi.
Oczywiście \e do drugiej, alewłaśnieszkoda ka\dej minuty.
Targ w Warnie.
Czywiepan, co tojest targw Warnie?
Podniósł się wreszcie, wciągnął spodnie i pulower,wytrzepal ręcznik z piasku i
przerzucił go przez ramię.
Prędzej!
szeptała.
Prędzej!
Wychodzili ju\^ '' pewnie wszyscy z bungalowu, a Eryts i Bibi biegliw stromi nę pla\y, od
dwóch miesięcy specjalizowali się w szukaniu jej pośródinnych pla\owiczów.
Prędzej!
powtórzyła^ ^ A\ taki pośpiechnie jest chyba konieczny podniósł z
piasku swoje sandały i trzymając je w ręku po^ ^.
biegłjednak za niąz uczuciem zgorszonego obserwowania samego siebie, choć mo\e
powinienbył ograniczyć
się do obserwowania siebie co najwy\ej ze zdziwieniem.
,, Niemiał pojęcia,dlaczego dziewczynakluczy, wybierającdrogę przez pawilon prysznicowy i
korytarz wiodącydo solarium, biegł za nią, zapatrzony w jej ró\owe pięty,migające mu przed
oczyma.
Przed wejściem na deptakzatrzymała się na chwilę, rozejrzałasię uwa\nie w lewoi w prawo,co [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
a raczej wó z z Joachimem zjawił się przedbungalowem.
Ale ju\ od pierwszego momentu przyzwyczaiła się do myśli, \e musi się jejUdać, \enapewno
się jej uda i biegła przez deptak,a ipotem przez 'pla\ę nucąc, i umilkła dopiero wtedy,kiedy
zobaczyła go przedsobą.
Filip nie le\ał, ale siedział okryty swoim pasiastymręcznikiem odmorza dął ostry
wiatr, ludzie grzebaliw piasku głębokie dołki, usypywali wały ochronne,spozaktórych
widaćbyło tylko ich fruwające na wietrze włosy, ale on nie korzystał z tych przykładów,
siedział marznąc, nieruchomy i zapatrzony przed siebie, w piasek czyw morze, sam zapewne
nie wiedział, co ma przed oczyma.
Zatrzymała się onieśmielona ipo raz pierwszy nie mogła znalezć\adnego słowana
rozpoczęcie rozmowy.
Dopiero kiedypowiał ostrzejszyjeszcze ni\ dotądwiatr,zrywając Niemcom z sąsiedniego dołka
słomiane kapelusze, uklękła napiasku i powiedziała cicho:
Zaziębisię pan.
Trzeba siępoło\yć albo iść stąd.
Drgnął zaskoczony.
- Ach, nie powiedziałnie jest mi zimno.
Przypominałjej Eryka, kiedy dzwoniąc zębami wracałze ślizgawki z kurtkąprzewieszonąprzez
ramię.
Powiedziała muto, a czas uciekał bezlitośnie i Joachim stałju\zapewne na schodach przed
pocztą i zapomniawszydomknąć ust ze zdziwienia nie mógł sobie wyobrazić, cosię stało zjego
samochodem.
Kto to jestEryk?
zapytał.
Mój młodszy brat.
Te\mu nigdynie jestzimno,a potemzasmarkuje dwatuziny chustek.
Nie zabrałem ze sobą nawet'pół tuzina.
Niemogęwięc mieć kataru uśmiechnął się, ale trwało to bardzokrótko.
Zliczną zaczęłam rozmowępomyślała Maritiew popłochu.
Katari zasmarkane chustki!
To dlatego \emiaławcią\ do czynienia z 'tymi smarkaczami, Bibi i Erykiem.
Była wściekła na siebie, ale nie mogłaz tegowybrnąć.
Joachim, zadyszany i [przestraszony, pędził ju\pewnie z pocztydobungalowu.
Jeśli zacznie się panu katar powiedziała będzie panmusiał przeznaczyć na zakup
chustek część
swoich dewiz.
O Bo\e!
zawołała nagle.
Nie chcę,\eby pan tu siedział!
Mięchcę!
Zabieram panado Warny,do Bałczyku, gdziekolwiek.
Przecie\nie mo\e pan tutkwić na tym zimnie.
I w dodatkunic pan jeszcze niewidział.
Nica nic.
Sam mi pan o tym mówił.
Po co wobec tegopan tu przyjechał?
Nie szkoda panu ka\degodnia?
Oczywiście\e tak odpowiedział nagle.
śe..
co?
śe szkoda.
Zdaje pan sobie jednak z tego sprawę.
Więc niechpan tu nie siedzi.
Mam woz.
Za piętnaścieminut jesteśmy wWarnie.
Potrząsnął powoli głową.
A czy chodzi tylko o pokonanie przestrzeni?
Wcią\ klęczała przed nim na piasku, starając się zajrzeć mu w oczy, zrozumieć coś z tego, co
mówił.
Zaczynała ogarniać ją rozpacz.
Joachim dobieg!
do bungalowui łapiąc z trudem powietrze, opowiadał, jakporwała muwoz.
Nawet Missis nie będzie miaładość poczucia humoru, \eby nie wyjawiając tegona głos uznać
toza świetny dowcip.
Za piętnaście minut mo\emy być w Warnie!
powtórzyła.
Proszę!
Bardzo pana proszę,niech pan mizrobi tę przyjemność.
Dotknąłna chwilę palcami jej brody.
Ale przecie\ miała to być przyjemność dla mnie.
Zaczerwieniłasię, przyłapana.
W bungalowie kończono
pośpiesznie oględziny lokalu, Max zapewne wiedział ju\,
gdzie najpierw nale\yjej szukać.
Ale dla mnie te\ szepnęła.
Jeśli dla pana,toi dla mnie.
Mo\e pan to zrozumieć?
Mogępowiedział zupełniecicho.
No więc niech pan wstaje!
Mamy bardzo małoczasu.
Jak to zerknął na zegarek do drugiej.
Do drugiej.
powtórzyła, zwil\ając końcem języka zaschłe wargi.
Oczywiście \e do drugiej, alewłaśnieszkoda ka\dej minuty.
Targ w Warnie.
Czywiepan, co tojest targw Warnie?
Podniósł się wreszcie, wciągnął spodnie i pulower,wytrzepal ręcznik z piasku i
przerzucił go przez ramię.
Prędzej!
szeptała.
Prędzej!
Wychodzili ju\^ '' pewnie wszyscy z bungalowu, a Eryts i Bibi biegliw stromi nę pla\y, od
dwóch miesięcy specjalizowali się w szukaniu jej pośródinnych pla\owiczów.
Prędzej!
powtórzyła^ ^ A\ taki pośpiechnie jest chyba konieczny podniósł z
piasku swoje sandały i trzymając je w ręku po^ ^.
biegłjednak za niąz uczuciem zgorszonego obserwowania samego siebie, choć mo\e
powinienbył ograniczyć
się do obserwowania siebie co najwy\ej ze zdziwieniem.
,, Niemiał pojęcia,dlaczego dziewczynakluczy, wybierającdrogę przez pawilon prysznicowy i
korytarz wiodącydo solarium, biegł za nią, zapatrzony w jej ró\owe pięty,migające mu przed
oczyma.
Przed wejściem na deptakzatrzymała się na chwilę, rozejrzałasię uwa\nie w lewoi w prawo,co [ Pobierz całość w formacie PDF ]