[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Trochę ponad miesiąc. No więc tych kilka razy, kiedy z nią rozmawiałam, nie zrobiła
na mnie dobrego wrażenia.
- Dlaczego?
- Mówiła wymijająco, była skryta. Nie chciała nic powiedzieć o sobie.
- A kiedy nabrałaś podejrzeń, co zrobiłaś?
- Poszłam sprawdzić tam, gdzie trzymam biżuterię.
- Nie masz sejfu?
- Nie. Trzymam swoje kosztowności w trzech różnych schowkach. Nigdy ich nie
zakładam. Ale pewnego razu włożyłam, bo musiałam pójść z mężem na ważne przyjęcie, i
wtedy dziewczyna musiała podpatrzyć, gdzie je trzymam.
- Ukradła?
- Tak, te, które pochodziły z tego schowka.
- Były ubezpieczone?
- %7łartujesz?
- Ile były warte?
- Jakieś trzystaczterysta tysięcy euro.
- Dlaczego nie zgłosiłaś kradzieży na policję?
- Mój mąż zgłosił!
- Do kwestury w Montelusie?
- Nie, do komendy karabinierów.
To dlatego nic o tym nie wiedział. Skądże by karabinierom przyszło do głowy ich
informować! Dlaczego oni nie zachowują się tak samo wobec karabinierów?
- Jak się nazywała?
- Powiedziała, że Irina.
- Jak to, nie obejrzałaś jej dokumentu tożsamości?
- Nie. A po co?
- Przepraszam, ale w jaki sposób zatrudniasz pokojówki, kucharki, kamerdynerów?...
Przez wasz dom przewija się mnóstwo ludzi.
- To nie ja się tym zajmuję, tylko administrator Cur - curaci.
- A kto to?
- Stary plenipotent, który wcześniej zajmował się majątkiem mojego teścia, teraz
należącym do męża.
- Masz jego numer?
- Tak, w komórce, którą zostawiłam w samochodzie. Jak wyjdziemy, to ci dam.
Słuchaj, jeśli chcesz, to mogę... chociaż nie mam na to najmniejszej ochoty...
- Chciałabyś ją zobaczyć?
- Jeśli to może pomóc w identyfikacji...
- Strzał, który ją zabił, całkowicie zmasakrował jej twarz. Nie byłabyś w stanie jej
rozpoznać. Chyba że... słuchaj, ta Irina miała jakieś znaki szczególne, na które zwróciłaś
uwagę?
- W jakim sensie?
- Znamiona, blizny...
- Na rękach ani na twarzy, żadnych. Czy na innych częściach ciała, nie umiem
powiedzieć, nie widziałam jej nigdy nagiej.
No tak, zadał głupie pytanie.
- Poczekaj, przypominam sobie... czy szkła kontaktowe mogą być uznane za znak
szczególny? - spytała Ingrid.
- Dlaczego pytasz?
- Bo Irina je nosiła. Przypominam sobie, że pewnego dnia jedno zgubiła, ale
znalezliśmy je.
- Możesz pojechać ze mną na pięć minut do biura? Chcę ci pokazać jedno zdjęcie?
- To już drugi raz - powiedziała Ingrid, wstając.
- Drugi raz?
- Rozmawiamy o nieznanej osobie, w której sprawie prowadzisz śledztwo, a
tymczasem ja...
- Rzeczywiście - przyznał Montalbano z ciężkim sercem.
Ingrid miała na myśli tę historię, kiedy dzięki rozpoznaniu na zdjęciu topielca,
mężczyzny, który był jej kochankiem, umożliwiła komisarzowi rozbicie szajki handlarzy
dziećmi.
Ale Montalbano nie lubił wspominać tego śledztwa. Kosztowało go ranę w ramieniu,
a co gorsza, on sam był zmuszony kogoś zabić.
- Nie mam wątpliwości, to ten sam tatuaż - powiedziała Ingrid, oddając zdjęcie
komisarzowi, który położył je na biurku.
- Jesteś pewna?
- Na sto procent.
Jeśli Ingrid tak twierdziła, można jej było zaufać.
- W takim razie to wszystko. Dziękuję ci.
Ingrid objęła go mocno, a Montalbano odwzajemnił uścisk. Poczucie zmieszania,
które towarzyszyło im przy porannej kawie w kuchni, minęło bez śladu.
I oczywiście właśnie w tym momencie otworzyły się drzwi i wszedł Mimi Augello.
- Przeszkadzam? - spytał tonem, za który można było go spoliczkować.
- Bynajmniej - powiedziała Ingrid. - Właśnie wychodziłam.
- Odprowadzę cię - powiedział Montalbano.
- Nie rób sobie kłopotu - zatrzymała go Ingrid, całując go przelotnie w usta. - I bardzo
proszę, daj mi znać.
Pomachała ręką Augellowi i wyszła.
- Ingrid nigdy za mną nie przepadała - zauważył Mimi.
- Próbowałeś ją poderwać?
- Tak, ale...
- Cierpliwości, nie wszystkie kobiety pałają chęcią znalezienia się w twoich
ramionach.
- I cóż to nam dzisiaj rano dolega? Atak goryczy? Zły humor? Nie wyszedł numerek w
nocy?
- Mimi, odpieprz się z tymi uwagami nie na miejscu. Ingrid zjawiła się dzisiaj rano, bo
zobaczyła w Retelibe - rze zdjęcie tatuażu.
- Ingrid ma taki sam? Sprawdziłeś osobiście?
- Mimi, czy nie dociera do ciebie, że jesteś upierdliwy z tymi durnymi insynuacjami?
Jeśli nie masz ochoty rozmawiać poważnie, to się wynoś i przyślij mi Fazia.
Jak na zawołanie Fazio pojawił się w progu.
- Wejdzcie i siądzcie - powiedział komisarz. - Przede wszystkim, chcę wiedzieć, jak
wam poszło z panią Cicciną Picarellą. Była tu wczoraj wieczorem?
- Przyleciała jak na skrzydłach - odpowiedział Augello. - Zabezpieczyłem się,
powiedziałem Gallowi i Galluzzowi, żeby czekali w pobliżu, gotowi do interwencji, jeśli
wybuchnie awantura. Tymczasem...
- Jak zareagowała?
- Popatrzyła na zdjęcie i zaczęła się śmiać.
- Co ją rozśmieszyło?
- Zmiała się, bo jej zdaniem to na pewno nie jej mąż, tylko ktoś bardzo do niego
podobny, sobowtór. Nie byłem w stanie jej przekonać. A wiesz, dlaczego tak się zachowuje?
- Oświeć mnie, mistrzu.
- Nie chce przyjąć do wiadomości prawdy, bo zaślepia ją zazdrość.
- Jak doszedłeś do tak dogłębnej analizy psychologicznej? Wdychasz czysty tlen czy
praktykujesz bezdech?
- Wiesz co, Salvo, jak udajesz skurwysyna, to świetnie ci to wychodzi.
- Ale kto nam daje gwarancję, że to prawda? - spytał z powątpiewaniem Fazio.
- Trzymasz z panią Cicciną? - spytał kąśliwie Augello.
- Panie komisarzu, tu nie chodzi o to, czy z nią trzymam, czy nie. Mnie się na przykład
zdarzyło spotkać w Palermo na ulicy mojego kuzyna Antonia. Zatrzymuję go, ściskam, a on
się na mnie patrzy jak na wariata. To nie był Antonio, ale wyglądał kubek w kubek jak on.
- Jak się skończyło spotkanie z panią Cicciną? - spytał komisarz.
- Powiedziała, że dzisiaj rano pójdzie do kwestora, bo twierdzi, że tę historię z
fotografią wymyśliliśmy specjalnie, żeby mieć pretekst do zaprzestania poszukiwań.
- Mimi, wiesz, co ci powiem? Włóż zdjęcie do kieszeni i idz zaraz porozmawiać z
kwestorem. Wcale niewykluczone, że BonettiAlderighi da się przekonać pani Ciccinie i
narobi nam kłopotów.
- Dobrze.
- Fazio, miałeś czas sprawdzić te zakłady meblarskie?
- Tak, panie komisarzu. W Montelusie, Vigacie i okolicach działają cztery wytwórnie
mebli. Poza tym w Vigacie jest dwóch restauratorów mebli, w Montelusie czterech i jeden w
Gallotcie. Mam nazwiska i adresy, wziąłem je z książki telefonicznej.
- Trzeba by zacząć objazd.
- Już się robi.
- Teraz wykonam trzy telefony. Chciałbym, żebyście się im przysłuchiwali. Potem
porozmawiamy.
Przestawił telefon na funkcję głośnomówiącą.
- Catare? Połącz mnie z administratorem Curcura - cim pod numerem...
- %7łe jak pan powiedział, panie komisarzu? Culucaci?
- Curcuraci.
- Culculupaci?
- Już dobrze, sam do niego zadzwonię.
- Pan administrator Curcuraci? Mówi komisarz Montalbano z Vigaty.
- Dzień dobry, słucham pana. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
- Trochę ponad miesiąc. No więc tych kilka razy, kiedy z nią rozmawiałam, nie zrobiła
na mnie dobrego wrażenia.
- Dlaczego?
- Mówiła wymijająco, była skryta. Nie chciała nic powiedzieć o sobie.
- A kiedy nabrałaś podejrzeń, co zrobiłaś?
- Poszłam sprawdzić tam, gdzie trzymam biżuterię.
- Nie masz sejfu?
- Nie. Trzymam swoje kosztowności w trzech różnych schowkach. Nigdy ich nie
zakładam. Ale pewnego razu włożyłam, bo musiałam pójść z mężem na ważne przyjęcie, i
wtedy dziewczyna musiała podpatrzyć, gdzie je trzymam.
- Ukradła?
- Tak, te, które pochodziły z tego schowka.
- Były ubezpieczone?
- %7łartujesz?
- Ile były warte?
- Jakieś trzystaczterysta tysięcy euro.
- Dlaczego nie zgłosiłaś kradzieży na policję?
- Mój mąż zgłosił!
- Do kwestury w Montelusie?
- Nie, do komendy karabinierów.
To dlatego nic o tym nie wiedział. Skądże by karabinierom przyszło do głowy ich
informować! Dlaczego oni nie zachowują się tak samo wobec karabinierów?
- Jak się nazywała?
- Powiedziała, że Irina.
- Jak to, nie obejrzałaś jej dokumentu tożsamości?
- Nie. A po co?
- Przepraszam, ale w jaki sposób zatrudniasz pokojówki, kucharki, kamerdynerów?...
Przez wasz dom przewija się mnóstwo ludzi.
- To nie ja się tym zajmuję, tylko administrator Cur - curaci.
- A kto to?
- Stary plenipotent, który wcześniej zajmował się majątkiem mojego teścia, teraz
należącym do męża.
- Masz jego numer?
- Tak, w komórce, którą zostawiłam w samochodzie. Jak wyjdziemy, to ci dam.
Słuchaj, jeśli chcesz, to mogę... chociaż nie mam na to najmniejszej ochoty...
- Chciałabyś ją zobaczyć?
- Jeśli to może pomóc w identyfikacji...
- Strzał, który ją zabił, całkowicie zmasakrował jej twarz. Nie byłabyś w stanie jej
rozpoznać. Chyba że... słuchaj, ta Irina miała jakieś znaki szczególne, na które zwróciłaś
uwagę?
- W jakim sensie?
- Znamiona, blizny...
- Na rękach ani na twarzy, żadnych. Czy na innych częściach ciała, nie umiem
powiedzieć, nie widziałam jej nigdy nagiej.
No tak, zadał głupie pytanie.
- Poczekaj, przypominam sobie... czy szkła kontaktowe mogą być uznane za znak
szczególny? - spytała Ingrid.
- Dlaczego pytasz?
- Bo Irina je nosiła. Przypominam sobie, że pewnego dnia jedno zgubiła, ale
znalezliśmy je.
- Możesz pojechać ze mną na pięć minut do biura? Chcę ci pokazać jedno zdjęcie?
- To już drugi raz - powiedziała Ingrid, wstając.
- Drugi raz?
- Rozmawiamy o nieznanej osobie, w której sprawie prowadzisz śledztwo, a
tymczasem ja...
- Rzeczywiście - przyznał Montalbano z ciężkim sercem.
Ingrid miała na myśli tę historię, kiedy dzięki rozpoznaniu na zdjęciu topielca,
mężczyzny, który był jej kochankiem, umożliwiła komisarzowi rozbicie szajki handlarzy
dziećmi.
Ale Montalbano nie lubił wspominać tego śledztwa. Kosztowało go ranę w ramieniu,
a co gorsza, on sam był zmuszony kogoś zabić.
- Nie mam wątpliwości, to ten sam tatuaż - powiedziała Ingrid, oddając zdjęcie
komisarzowi, który położył je na biurku.
- Jesteś pewna?
- Na sto procent.
Jeśli Ingrid tak twierdziła, można jej było zaufać.
- W takim razie to wszystko. Dziękuję ci.
Ingrid objęła go mocno, a Montalbano odwzajemnił uścisk. Poczucie zmieszania,
które towarzyszyło im przy porannej kawie w kuchni, minęło bez śladu.
I oczywiście właśnie w tym momencie otworzyły się drzwi i wszedł Mimi Augello.
- Przeszkadzam? - spytał tonem, za który można było go spoliczkować.
- Bynajmniej - powiedziała Ingrid. - Właśnie wychodziłam.
- Odprowadzę cię - powiedział Montalbano.
- Nie rób sobie kłopotu - zatrzymała go Ingrid, całując go przelotnie w usta. - I bardzo
proszę, daj mi znać.
Pomachała ręką Augellowi i wyszła.
- Ingrid nigdy za mną nie przepadała - zauważył Mimi.
- Próbowałeś ją poderwać?
- Tak, ale...
- Cierpliwości, nie wszystkie kobiety pałają chęcią znalezienia się w twoich
ramionach.
- I cóż to nam dzisiaj rano dolega? Atak goryczy? Zły humor? Nie wyszedł numerek w
nocy?
- Mimi, odpieprz się z tymi uwagami nie na miejscu. Ingrid zjawiła się dzisiaj rano, bo
zobaczyła w Retelibe - rze zdjęcie tatuażu.
- Ingrid ma taki sam? Sprawdziłeś osobiście?
- Mimi, czy nie dociera do ciebie, że jesteś upierdliwy z tymi durnymi insynuacjami?
Jeśli nie masz ochoty rozmawiać poważnie, to się wynoś i przyślij mi Fazia.
Jak na zawołanie Fazio pojawił się w progu.
- Wejdzcie i siądzcie - powiedział komisarz. - Przede wszystkim, chcę wiedzieć, jak
wam poszło z panią Cicciną Picarellą. Była tu wczoraj wieczorem?
- Przyleciała jak na skrzydłach - odpowiedział Augello. - Zabezpieczyłem się,
powiedziałem Gallowi i Galluzzowi, żeby czekali w pobliżu, gotowi do interwencji, jeśli
wybuchnie awantura. Tymczasem...
- Jak zareagowała?
- Popatrzyła na zdjęcie i zaczęła się śmiać.
- Co ją rozśmieszyło?
- Zmiała się, bo jej zdaniem to na pewno nie jej mąż, tylko ktoś bardzo do niego
podobny, sobowtór. Nie byłem w stanie jej przekonać. A wiesz, dlaczego tak się zachowuje?
- Oświeć mnie, mistrzu.
- Nie chce przyjąć do wiadomości prawdy, bo zaślepia ją zazdrość.
- Jak doszedłeś do tak dogłębnej analizy psychologicznej? Wdychasz czysty tlen czy
praktykujesz bezdech?
- Wiesz co, Salvo, jak udajesz skurwysyna, to świetnie ci to wychodzi.
- Ale kto nam daje gwarancję, że to prawda? - spytał z powątpiewaniem Fazio.
- Trzymasz z panią Cicciną? - spytał kąśliwie Augello.
- Panie komisarzu, tu nie chodzi o to, czy z nią trzymam, czy nie. Mnie się na przykład
zdarzyło spotkać w Palermo na ulicy mojego kuzyna Antonia. Zatrzymuję go, ściskam, a on
się na mnie patrzy jak na wariata. To nie był Antonio, ale wyglądał kubek w kubek jak on.
- Jak się skończyło spotkanie z panią Cicciną? - spytał komisarz.
- Powiedziała, że dzisiaj rano pójdzie do kwestora, bo twierdzi, że tę historię z
fotografią wymyśliliśmy specjalnie, żeby mieć pretekst do zaprzestania poszukiwań.
- Mimi, wiesz, co ci powiem? Włóż zdjęcie do kieszeni i idz zaraz porozmawiać z
kwestorem. Wcale niewykluczone, że BonettiAlderighi da się przekonać pani Ciccinie i
narobi nam kłopotów.
- Dobrze.
- Fazio, miałeś czas sprawdzić te zakłady meblarskie?
- Tak, panie komisarzu. W Montelusie, Vigacie i okolicach działają cztery wytwórnie
mebli. Poza tym w Vigacie jest dwóch restauratorów mebli, w Montelusie czterech i jeden w
Gallotcie. Mam nazwiska i adresy, wziąłem je z książki telefonicznej.
- Trzeba by zacząć objazd.
- Już się robi.
- Teraz wykonam trzy telefony. Chciałbym, żebyście się im przysłuchiwali. Potem
porozmawiamy.
Przestawił telefon na funkcję głośnomówiącą.
- Catare? Połącz mnie z administratorem Curcura - cim pod numerem...
- %7łe jak pan powiedział, panie komisarzu? Culucaci?
- Curcuraci.
- Culculupaci?
- Już dobrze, sam do niego zadzwonię.
- Pan administrator Curcuraci? Mówi komisarz Montalbano z Vigaty.
- Dzień dobry, słucham pana. [ Pobierz całość w formacie PDF ]