download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stawał się coraz bardziej zmysłowy. Pora, żeby odwrócić ją na plecy,
pomyślał i puls mu przyśpieszył.
- Lepiej ci teraz?
128
RS
Milczała. Pochylił się, spojrzał na jej twarz i poczuł rozczarowanie.
Zpi, niech to diabli! Masaż, który miał ją podniecić, sprowadził sen. Ale
jemu było daleko do senności. Czuł chyba wszystkie zakończenia
nerwowe w całym ciele. I nie tylko!
Zawiedziony, zły, przepełniony bolesnym pożądaniem poszedł do
łazienki i zrobił sobie gorącą kąpiel. Leżał potem w wannie i zmagał się ze
swoimi problemami.
- Pózniej, mój drogi - przyrzekł sobie. - Dużo pózniej. Tak trzymać,
a szczęście uśmiechnie się do ciebie.
We wtorek Sally dowiedziała się, że u Carol Bailey, dziewczyny z
ropniem mózgu spowodowanym zakażeniem małżowiny usznej, stan
poprawił się na tyle, iż została przeniesiona z oddziału intensywnej terapii
na neurologię.
- Miała dużo szczęścia, że z tego wyszła - stwierdził Martin. - Co za
głupia dziewczyna, przecież to nie był pierwszy raz.
- Może właśnie dlatego zachowywała się tak beztrosko? Była pewna,
że i tym razem nic jej nie będzie.
- Możliwe - odparł Martin i podzielił się z nią najnowszymi
wiadomościami o Liamie O'Connorze. Chłopiec czuł się coraz lepiej i
chirurdzy nabrali już pewności, że operacja się udała.
Sally pojechała z wizytą do Davida Jonesa, który wciąż skarżył się
na bóle z powodu półpaśca, chociaż już czuł się trochę lepiej. Zmniejszyła
mu dawkę leku, żeby uniknąć uzależnienia i sprawdziła, jak goi się
wysypka. Okazało się, że wyraznie zmalała. O ile nie pojawią się
przewlekłe nerwobóle, pacjent wkrótce wróci do zdrowia.
129
RS
- Cieszę się, że najgorsze za mną - powiedział w końcu z ulgą. - Nie
uwierzyłbym, że to takie bolesne. Nigdy w życiu nie cierpiałem tak
strasznie.
- Tak, to naprawdę nieprzyjemna rzecz. Ludzie zwykle myślą, że to
nic wielkiego, dopóki sami nie zapadną na tę chorobę.
Zadowolona z przebiegu leczenia powiadomiła go, że nie musi już
więcej przyjeżdżać, chyba że wystąpiłyby komplikacje.
- Miejmy nadzieję, że tak nie będzie. Dziękuję za wszystko, co pani
doktor dla mnie zrobiła i przepraszam, że tak się naprzykrzałem.
- Nic podobnego. Na tym polega nasza praca.
Jadąc do domu, myślała, że chociaż nie dało się powstrzymać
choroby, dzięki lekom antywirusowym i środkom przeciwbólowym mogła
nieco skrócić jej przebieg i zmniejszyć dolegliwości. I o to właśnie
chodziło.
Czuła, że będzie jej brakowało tej pracy. Zastanawiała się, czy Sam
ma pojęcie, jak bardzo cieszyła się z powrotu do medycyny. Potrzebowała
chociaż tak krótkiego okresu, żeby udowodnić samej sobie, że wciąż
potrafi wykonywać wyuczony zawód. Nie wystarczało jej bycie dobrą
żoną, matką i panią domu.
Może powinno ją zadowalać dotychczasowe życie, ale tak nie było.
Westchnęła ciężko. Pewnie brakuje jej czegoś, skoro nie spełnia się w
życiu domowym. Co prawda umysł podpowiadał jej, że to nieprawda, ale
mimo wszystko wciąż miała wątpliwości. Rzecz w tym, że nie była szczę-
śliwa, a powrót do pracy sprawił, że odczuwała to jeszcze boleśniej.
Pierwszy tydzień w domu na pewno nie będzie zły - jest tyle do
zrobienia w ogrodzie, powinna też zobaczyć się z przyjaciółkami. Ale co z
130
RS
następnym tygodniem? I jeszcze następnym? Nadchodzące lata przyniosą
ze sobą taką nudę, że nie warto nawet o tym myśleć.
Przypomniało jej się, że na dziś wieczór wyznaczono zebranie
pracowników, ale ona nie została zaproszona. Sam oczywiście tak. W
końcu on był na etacie, a ona tylko na zastępstwie.
W domu zajęła się dziećmi i cieszyła się, że znów pomaga im w
kąpieli. Przyrzekła Benowi, że w przyszłym tygodniu zabierze go do
szpitala, żeby mógł odwiedzić Liama, o ile nie będzie miał za dużo zadane.
- Przecież teraz będą ferie.
- Naprawdę? - Czas biegł tak szybko. - To już Wielkanoc?
- Tak. Dostanę czekoladowe jajko?
- Ale musisz przyrzec, że zjesz kolację.
- Wiesz, mamo, to dobrze, że znowu będziesz z nami - powiedział,
przytulając się do niej. - Tata bardzo się starał, ale to nie to, co ty.
- Po prostu on nie ma takiej wprawy - odparła, śmiejąc się.
Rozwichrzyła mu włosy.
- Ale tata nie umie robić toffi i zawsze się złości, kiedy coś nie
wychodzi. My z Molly wtedy po prostu schodzimy mu z drogi i czekamy,
aż mu przejdzie.
- Ale on was kocha, wiesz przecież o tym, prawda?
- Tak. Mimo wszystko cieszę się, że do nas wracasz.
- Ja też się cieszę - odrzekła, ściskając go mocno. Wcale nie
skłamała. Naprawdę cieszyła się z tego na swój sposób.
Sam siedział przy stole w pokoju zebrań i rozglądał się wkoło.
Zdawało mu się, że nie był tu już całe wieki, a przecież wszystko
131
RS
wyglądało tak samo - nawet ten wyblakły plakat, który dawno powinni
usunąć.
Przyszli już wszyscy - Martin, Steve i administratorka Mavis. Po
omówieniu spraw bieżących Martin zwrócił się do Mavis i podziękował jej
za obecność.
- Już właściwie skończyliśmy i nie ma sensu, żebyś siedziała dłużej
niż potrzeba.
Trochę zaskoczona administratorka pożegnała się z nimi i wyszła.
Sam również był zdziwiony.
- O co tu chodzi?
Martin przyglądał się swojemu długopisowi z uwagą o wiele
większą, niż na to zasługiwał.
- O Sally - odpowiedział po chwili.
- Cholera jasna - jęknął Sam. - Wiedziałem, że nie powinienem
zgodzić się na ten idiotyczny pomysł. To ta Palmer, tak? Złożyła skargę?
- Wielki Boże, nie! - Martin był zaskoczony. - Z tego co wiem, oni
nie ustają w pochwałach, są nią wprost zachwyceni.
- To o co chodzi? - spytał Sam z ulgą, ale wciąż zaintrygowany. -
Zrobiła coś, o czym nie wiem? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •