download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na obecność w tym pomieszczeniu intruzów. %7ładnego podejrzanego niedopałka. Nic!
Niezadowolony z  inspekcji pokiwałem głową. Potem odsuwałem kolejno wszystkie
pudła i drobne przedmioty zalegające podłogę i badałem ją, cal po calu.
Irenkę zainteresował zaś jeden szczegół. Zaczęła liczyć słoiki z przetworami.
- Brakuje dwóch powideł śliwkowych - zmarszczyła czoło ze złości.
- Naprawdę?
- Miałam sześć sztuk tych powideł. Mama mi je zrobiła. Sam zobacz. Teraz są tylko
cztery słoiki.
- Może wcześniej zle policzyłaś? - powątpiewałem.
- Jestem kasjerką - obraziła się. - Umiem liczyć.
- Przepraszam. Masz rację.
I nagle przypomniałem sobie kuchnię w domku nad brzegiem jeziora. Oprócz
niedopałków  Sobieskich znalazłem w niej trochę śmieci, wśród nich były właśnie słoiki po
dżemie. Dwa puste słoiki! Czyż to nie była sprawka  Romka ? Ten drań ukradł je z tej
piwnicy i potem spałaszował ich zawartość w tamtej kuchni.
- Co się stało? - szturchnęła mnie Irenka.
- A wiesz, że możesz mieć rację? - mruknąłem zamyślony.
- Wiem to na pewno. Dwa słoiki zniknęły.
- To robota  Romka - oświadczyłem. - On tu był. Czegoś szukał w tej piwnicy.
Pytanie brzmi: czego?
Nie mogłem zapominać o jednym. Dzisiaj z samego rana kręciła się w podziemiach
Dorota. Wprawdzie piwnica Irenki była wtedy zamknięta, lecz kto wie, czy Dorota nie
zamknęła jej, słysząc moje kroki na schodach. Spłoszona schowała się we wnęce na końcu
korytarza i w dogodnym momencie uderzyła mnie w kark deską albo latarką. Na szczęście
zostawiła po sobie ślad - gumkę do włosów. Tak, tak. Dziewczyna współpracowała z
 Romkiem i Szpakowatym. Jeśli to oni zabrali klucz Irenki z kieszonki moich spodni, mógł
on trafić w ręce Doroty. Bo jak zdołałaby otworzyć drzwi do podziemi dziś rano? Ona miała
ten klucz! Jeśli zatem Dorota była ich wspólnikiem, wyjaśniałoby to fakt, że ktoś szperał w
moich rzeczach zaraz po przyjezdzie na zamek. To zrobiła Dorota.
 O co chodzi w tej grze? - myślałem intensywnie.  Czemu to piwniczne
pomieszczenie jest takie ważne?
Poświeciłem na sufit, starając się znalezć tam odpowiedz na postawione w myślach
pytania. Nic tam nie znalazłem. Sufit jak sufit! Przeciwnik z nieznanych mi powodów
upodobał sobie piwnicę Irenki, lecz tu nie o sufit chodziło.
Wreszcie mój wzrok spoczął na szafie. Był to solidny i duży dębowy mebel. Nie
mieścił się zapewne w skromnym pokoiku na parterze lub zabierał zbyt wiele miejsca i
dlatego Irenka zdecydowała się przechowywać go tutaj.
- To pamiątka rodzinna - wyjaśniła, widząc moje zainteresowanie meblem.
Otworzyliśmy ją. Oprócz zwisających z wieszaków starych ubrań pachnących
naftaliną i stosu książek w drugiej połówce, niczego ciekawego nie znalezliśmy. Potem
próbowałem w pojedynkę przesunąć szafę, ale doprawdy, mebel ważył przynajmniej pół tony.
Naparłem na niego z całych sił, nawet Irenka mi pomogła, lecz dębowa szafa nawet nie
drgnęła.
- Kto zniósł tutaj tę szafę? - zapytałem, otarłszy pot z czoła. - Wynajęłaś Herkulesa?
Czy może Samsona?
- O ile pamiętam: pan Edward, Mietek i Adam, narzeczony Basi.
Mietek! Na brzmienie tego imienia poczułem przepływający po kręgosłupie prąd. A
potem dokładnie oświetliłem szafę, szukając jakiś śladów. Jakich? Sam nie wiedziałem czego
wtedy szukałem. Zadrapań, brudnych palców? Wszystkiego! Niestety, nic nie znalazłem.
Jeszcze raz zajrzałem do jej ogromnego wnętrza. Odgarnąłem ubrania i dotknąłem
tylnej ścianki. Poruszyła się pod naciskiem palców. Zapytałem Irenkę, czy mebel był
uszkodzony? Odpowiedziała, że był to mebel solidnej produkcji. Miała rację. Szafa była
przedwojenną robotą i z pewnością tylna ścianka nie była wykonana z dykty pilśniowej, którą
często spotkamy we współczesnych, tanich meblach. Jakim więc cudem tylna ścianka
wykonana z dębu ruszała się?
Zdecydowałem się opróżnić szafę z ubrań. Wyjmowaliśmy na zmianę stare palta,
marynarki i inne części garderoby. Po wyczyszczeniu tej części szafy, naszym oczom ukazało
się jej wnętrze. Wyobrazcie sobie, że ktoś wyciął tylną ściankę mebla i ustawił ją
prowizorycznie, oparłszy o mur. To dlatego ścianka się ruszała.
- O Jezu! - jęknęła Irenka. - Kto to zrobił?
- Pamiętasz te hałasy w nocy, o których wspominałaś? Twierdziłaś, że ktoś łaził po
zamku. Pewnie zabawiał się dłutem i piłą. Zniszczono twój cenny mebel.
Z niemałym wysiłkiem wyjąłem tylną ściankę mebla i naszym oczom ukazał się
niecodzienny widok. Z wrażenia znieruchomiałem. Na pozbawionym grubego tynku
fragmencie muru, znajdowała się płaskorzezba przedstawiająca pentagram. Nie mogłem
uwierzyć w ten widok.
W pierwszej chwili myślałem, że śnię. Pentagram na piwnicznym murze - nie do
wiary! Tajemnicza płaskorzezba tkwiła za starą szafą! Gdy lepiej przyjrzałem się w świetle
latarki owemu pentagramowi, stwierdziłem obecność licznych szczelin wzdłuż ramion
 gwiazdy . Tak jakby owa płaskorzezba miała odpaść od muru, lecz przy poruszaniu
stwierdziłem, że mocno w nim tkwiła. Jej powierzchnia była zrośnięta z murem znajdującym
się głęboko pod warstwami pózniejszych tynków. Ktoś zamurował ów symbol bardzo dawno
temu, starał się go zakamuflować, nakładając nań grubą warstwę zaprawy. Na moje oko
zrobiono to dawno temu. Czy dla tego symbolu przychodził tutaj ktoś obcy? Dlaczego był on
dla kogoś tak ważny?
- Niesamowite - wyszeptałem.
Irenka - nie mniej zaskoczona niż ja - stała i patrzyła z niedowierzaniem na odsłonięty
kawał ściany. Ktoś wykruszył tynk i dostał się do powierzchni starego muru z niecodzienną
płaskorzezbą. Odsłonięte w ten sposób ponad metr kwadratowy starej ściany, pozostały zaś
fragment odsłoniętej powierzchni zakrywała druga połowa szafy. A tej nie mogliśmy przecież
odsunąć nawet na milimetr. Stwierdziłem ponadto, że zniszczony tynk zniknął, a zatem
wybrano go z szafy i wyniesiono. Zapewne po to, aby zatrzeć ślady, bo powinno tu być sporo
gruzu.
Oświetliłem raz jeszcze goły mur z płaskorzezbą. Powyżej, zdecydowanie w lewo,
ujrzałem zarys jakiegoś rysunku, zasłoniętego częściowo przez tylną ścianę drugiej połowy
szafy. Zdawało mi się, że jest to wypalona w murze litera. Długa, jak  I albo  J . Jednakże
obecność płaskorzezby pentagramu stanowiła najważniejsze odkrycie. Pod nią widniał
okrągły ślad - koło. Bledszy od cegły tworzącej mur.
- Nie rozumiem - dukała Irenka. - Nic nie rozumiem. Skąd się to tutaj wzięło? Czy ta
gwiazda to pentagram? Czy tego szukałeś w podziemiach?
- W najbardziej optymistycznych i śmiałych snach nie spodziewałbym się natrafić tutaj
na tę płaskorzezbę. Obecność tego symbolu dowodzi, że wizyta hrabiego Rautingera w tym
zamku nie była przypadkowa. Mamy brakujące ogniwo łączące nas z przeszłością.
Rozumiesz, to było ponad sto pięćdziesiąt lat temu!
Naszą uwagę zmąciły kroki dochodzące z korytarza. Ktoś schodził do podziemi.
- Szybko! Wychodzimy - szepnąłem do Irenki.
Zostawiwszy niedomkniętą szafę, opuściliśmy w pośpiechu pomieszczenie i
zamknęliśmy drzwi na błyskawiczną kłódkę. Zdążyliśmy w ostatniej chwili, u podnóża
schodów pojawił się już bowiem intruz. Mietek! Ten rosły i przystojny mężczyzna szedł tutaj
i doprawdy nie mogłem zgadnąć, w jakim celu tutaj przyszedł. Czyżby zaniepokoiły go [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •