[ Pobierz całość w formacie PDF ]
** Des Noyers, sekretarz królowej Marii Gonzagi, który nam najwiêcej i najpewniejsze zostawi³ szczegó³y o ¿yciu Sêdziwo-
ja, powiada, i¿³ za jego czasów, tj. roku 1650, ow¹ tablicê marmurow¹ w zamku praskim jeszcze widzieæ mo¿na by³o.
*** Niech ktokolwiek zdzia³a to, co zrobi³ Sêdziwoj Polak.
69
V. Sztudgard
Dionizy Zachariasz, piêkny m³odzieniec, bardzo prêdko wynalaz³ kamieñ m¹droSci.
Wtedy nabra³ ochoty zwiedzenia Swiata.
Mardocheus de Delle, 1603 r.
DZIEÑ PRZYJAZDU SÊDZIWOJA do Sztudgardu by³ jakby uroczystoSci¹ obchodz¹c¹ ca³e
miasto. Ju¿ siê Sciemnia³o, bramy zamykano, a jeszcze potoki ludu sz³y lub wraca³y z jedne-
go przedmieScia, w którym spustoszony klasztor s³awny alchemik zaj¹³ na swoje mieszkanie.
Z daleka ³una od Swiate³, dxwiêki muzyki i gwar zabawy mimowolnie wabi³ ciekawych. Na
kupach gruzów z rozwalonego muru, który otacza³ dziedziniec i smêtarz klasztorny, pali³y siê
beczki smo³y; od miejsca, gdzie niegdyS by³a brama, do g³Ã³wnego wejScia rozpiêty by³ wiel-
ki p¹sowy jedwabny namiot, ziemia pod nim czerwonym suknem us³ana, boki otwarte, oto-
czone pomarañczowymi, laurowymi i cyprysowymi drzewami w wazonach, a krwawe Swia-
t³o, przedzieraj¹ce siê przez te zbytkowe krzewy bia³ym okryte kwiatem, ponuro oSwieca³o
niedalekie grobowce i mogi³y smêtarza. Oba okna obok drzwi wchodowych ustrojone by³y
dywanami, kwiatami, festonami bogatych materii i mnóstwem lamp kolorowych; z poSrodka
okien bi³y wytryski wina i szumi¹c, mieni¹c siê w Swietle, spada³y w wystawione wielkie
konchy wyz³acane. Doko³a chciwa t³uszcza t³oczy³a siê, rozbija³a o kosztowny napój; nasy-
ceni, jak na pobojowisku, cokolwiek dalej pomiêdzy grobami spoczywali na trawie.
W klasztorze, którego i po¿ar nie oszczêdzi³, zamiast dachu tylko gdzieniegdzie stercza³y
opalone belki. Wielkie okna pozbawione szyb i ram zas³oniête by³y przejrzystymi oponami
w Srodkowych salach, gdzie siê uczta odbywa³a; w dalszych skrzyd³ach gmachu, pustych,
sczernia³ych, tylko ksiê¿yc smutnie Swieci³ przez wszystkie otwory.
Przed dziedziñcem turkot zaje¿d¿aj¹cych karoc, wo³anie pacho³ków trzymaj¹cych konie,
okrzyki ludu, dzikie Spiewy pijanych, miêsza³y siê w jeden ha³as dziwnie z pierwszym prze-
znaczeniem i pozorem tego miejsca niezgodny.
- Chodxmy ju¿, s¹siedzie, do domu - rzek³ któryS z mieszczan bli¿ej stoj¹cych - niech te opo-
je tu na Smieræ siê zapij¹, nic tu ju¿ nowego nie wypatrzemy, a ch³Ã³d nocy zaczyna dokuczaæ.
- Zaczekajcie jeszcze - odrzek³ pierwszy. - Wczoraj dopiero oko³o pó³nocy on wyszed³ na
ganek. Mój czeladnik, Jakub, by³ przy tym i kiedy goScie pili jego zdrowie, z ganku rzuca³
z³ote pieni¹dze wêgierskie.
- Cisn¹³ ich pewnie wiêcej jak garniec - doda³a kobieta. - Jakub schwyci³ jednê sztukê,
sama j¹ widzia³am, a moja kuma, wdowa Marta, przysiêga³a siê, ¿e jej narzeczony piêæ
sztuk z³owi³.
- Ale te¿ i guzów, szturchañców, niema³o - doda³ mieszczanin - ca³e oko mia³ sine.
70
- Niech go tam licho z jego z³otem - rzek³ pierwszy - mo¿e jeszcze zaklête, rzuca jak psom,
warto¿ guzy obrywaæ!
- Zaklête! ba! ten, co widzia³em, by³ z wizerunkiem Matki Boskiej; a zreszt¹, s¹siedzie, dukat
piechot¹ nie chodzi; toby go mo¿na i poSwiêciæ, a ku³aki bierzesz, ku³aki dajesz, to swoja rzecz.
- A jak¿e wy chcieliScie! - zawo³a³a do pierwszego rozgniewana kobieta - chcieliScie, aby nie
rzuca³ z góry, ale zeszed³ na dó³, wetkn¹³ wam w ³apê pieni¹dz i jeszcze prosi³: Wexcie, pa-
nie Mateuszu, bardzo proszê, zrobicie mi ³askê! On rzuca, bo mu siê tak podoba, a wy nie
bierzcie, kiedyScie tacy bogaci. A ty, mê¿u, ani kroku! my bêdziemy czekaæ.
Pierwszy s¹siad odsun¹³ siê, ale tak¿e nie odszed³.
- Czegó¿ siê tak t³oczysz - zawo³a³ któryS z masztalerzów. - Bo¿e, zmi³uj siê, ju¿ blisko pó³-
nocy, a oni gawroni¹ siê, jakby mieli czego...
- Ot, zwyczajnie, nie widzieli go w dzieñ, teraz chc¹ siê przypatrzyæ; ale co to ciekawego,
taki cz³owiek jak i drudzy.
- O! widzicie ich, zaraz znaæ dworskiego s³ugê! ChcielibyScie sami tylko rozszarpaæ to, co
on dla mieszczan rozrzuca.
- Czy widzieliScie go - przerwa³ inny - czy prawda, ¿e on poganin. Tatarzyn?
- Bajki szczere! prawy chrzeScijanin, nie Tatar, ale Polak.
- Nie kijem go tylko pa³k¹ - doda³a kobieta - toæ Polacy przyrodni bracia Tatarów. Albo ja to
nie wiem! Mój nieboszczyk pierwszy m¹¿, co to by³ zawerbowany do rajtarów, by³ w Polsce.
Albo on to ma³o naopowiada³ siê o tym narodzie. Tam koñskie miêso jedz¹, ch³opi mieszkaj¹ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
** Des Noyers, sekretarz królowej Marii Gonzagi, który nam najwiêcej i najpewniejsze zostawi³ szczegó³y o ¿yciu Sêdziwo-
ja, powiada, i¿³ za jego czasów, tj. roku 1650, ow¹ tablicê marmurow¹ w zamku praskim jeszcze widzieæ mo¿na by³o.
*** Niech ktokolwiek zdzia³a to, co zrobi³ Sêdziwoj Polak.
69
V. Sztudgard
Dionizy Zachariasz, piêkny m³odzieniec, bardzo prêdko wynalaz³ kamieñ m¹droSci.
Wtedy nabra³ ochoty zwiedzenia Swiata.
Mardocheus de Delle, 1603 r.
DZIEÑ PRZYJAZDU SÊDZIWOJA do Sztudgardu by³ jakby uroczystoSci¹ obchodz¹c¹ ca³e
miasto. Ju¿ siê Sciemnia³o, bramy zamykano, a jeszcze potoki ludu sz³y lub wraca³y z jedne-
go przedmieScia, w którym spustoszony klasztor s³awny alchemik zaj¹³ na swoje mieszkanie.
Z daleka ³una od Swiate³, dxwiêki muzyki i gwar zabawy mimowolnie wabi³ ciekawych. Na
kupach gruzów z rozwalonego muru, który otacza³ dziedziniec i smêtarz klasztorny, pali³y siê
beczki smo³y; od miejsca, gdzie niegdyS by³a brama, do g³Ã³wnego wejScia rozpiêty by³ wiel-
ki p¹sowy jedwabny namiot, ziemia pod nim czerwonym suknem us³ana, boki otwarte, oto-
czone pomarañczowymi, laurowymi i cyprysowymi drzewami w wazonach, a krwawe Swia-
t³o, przedzieraj¹ce siê przez te zbytkowe krzewy bia³ym okryte kwiatem, ponuro oSwieca³o
niedalekie grobowce i mogi³y smêtarza. Oba okna obok drzwi wchodowych ustrojone by³y
dywanami, kwiatami, festonami bogatych materii i mnóstwem lamp kolorowych; z poSrodka
okien bi³y wytryski wina i szumi¹c, mieni¹c siê w Swietle, spada³y w wystawione wielkie
konchy wyz³acane. Doko³a chciwa t³uszcza t³oczy³a siê, rozbija³a o kosztowny napój; nasy-
ceni, jak na pobojowisku, cokolwiek dalej pomiêdzy grobami spoczywali na trawie.
W klasztorze, którego i po¿ar nie oszczêdzi³, zamiast dachu tylko gdzieniegdzie stercza³y
opalone belki. Wielkie okna pozbawione szyb i ram zas³oniête by³y przejrzystymi oponami
w Srodkowych salach, gdzie siê uczta odbywa³a; w dalszych skrzyd³ach gmachu, pustych,
sczernia³ych, tylko ksiê¿yc smutnie Swieci³ przez wszystkie otwory.
Przed dziedziñcem turkot zaje¿d¿aj¹cych karoc, wo³anie pacho³ków trzymaj¹cych konie,
okrzyki ludu, dzikie Spiewy pijanych, miêsza³y siê w jeden ha³as dziwnie z pierwszym prze-
znaczeniem i pozorem tego miejsca niezgodny.
- Chodxmy ju¿, s¹siedzie, do domu - rzek³ któryS z mieszczan bli¿ej stoj¹cych - niech te opo-
je tu na Smieræ siê zapij¹, nic tu ju¿ nowego nie wypatrzemy, a ch³Ã³d nocy zaczyna dokuczaæ.
- Zaczekajcie jeszcze - odrzek³ pierwszy. - Wczoraj dopiero oko³o pó³nocy on wyszed³ na
ganek. Mój czeladnik, Jakub, by³ przy tym i kiedy goScie pili jego zdrowie, z ganku rzuca³
z³ote pieni¹dze wêgierskie.
- Cisn¹³ ich pewnie wiêcej jak garniec - doda³a kobieta. - Jakub schwyci³ jednê sztukê,
sama j¹ widzia³am, a moja kuma, wdowa Marta, przysiêga³a siê, ¿e jej narzeczony piêæ
sztuk z³owi³.
- Ale te¿ i guzów, szturchañców, niema³o - doda³ mieszczanin - ca³e oko mia³ sine.
70
- Niech go tam licho z jego z³otem - rzek³ pierwszy - mo¿e jeszcze zaklête, rzuca jak psom,
warto¿ guzy obrywaæ!
- Zaklête! ba! ten, co widzia³em, by³ z wizerunkiem Matki Boskiej; a zreszt¹, s¹siedzie, dukat
piechot¹ nie chodzi; toby go mo¿na i poSwiêciæ, a ku³aki bierzesz, ku³aki dajesz, to swoja rzecz.
- A jak¿e wy chcieliScie! - zawo³a³a do pierwszego rozgniewana kobieta - chcieliScie, aby nie
rzuca³ z góry, ale zeszed³ na dó³, wetkn¹³ wam w ³apê pieni¹dz i jeszcze prosi³: Wexcie, pa-
nie Mateuszu, bardzo proszê, zrobicie mi ³askê! On rzuca, bo mu siê tak podoba, a wy nie
bierzcie, kiedyScie tacy bogaci. A ty, mê¿u, ani kroku! my bêdziemy czekaæ.
Pierwszy s¹siad odsun¹³ siê, ale tak¿e nie odszed³.
- Czegó¿ siê tak t³oczysz - zawo³a³ któryS z masztalerzów. - Bo¿e, zmi³uj siê, ju¿ blisko pó³-
nocy, a oni gawroni¹ siê, jakby mieli czego...
- Ot, zwyczajnie, nie widzieli go w dzieñ, teraz chc¹ siê przypatrzyæ; ale co to ciekawego,
taki cz³owiek jak i drudzy.
- O! widzicie ich, zaraz znaæ dworskiego s³ugê! ChcielibyScie sami tylko rozszarpaæ to, co
on dla mieszczan rozrzuca.
- Czy widzieliScie go - przerwa³ inny - czy prawda, ¿e on poganin. Tatarzyn?
- Bajki szczere! prawy chrzeScijanin, nie Tatar, ale Polak.
- Nie kijem go tylko pa³k¹ - doda³a kobieta - toæ Polacy przyrodni bracia Tatarów. Albo ja to
nie wiem! Mój nieboszczyk pierwszy m¹¿, co to by³ zawerbowany do rajtarów, by³ w Polsce.
Albo on to ma³o naopowiada³ siê o tym narodzie. Tam koñskie miêso jedz¹, ch³opi mieszkaj¹ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]