[ Pobierz całość w formacie PDF ]
procent! - Steve postanowił wprowadzić rodaków w prawa kapitalistycznej gospodarki.
- Tu dolar zazębia się o dolar. Kto nie umie po niego sięgnąć, ten jest przegrany.
Wezmy dla przykładu zwykłe prawo jazdy: kosztuje tylko trzy dolary i dwadzieścia pięć
centów, ale ilu na nim zarabia? Szkoła prowadzi kursy, zarabia firma, która daje jako wóz
szkoleniowy Chevroleta czy 'Forda', bo potem ten świeżo wyszkolony kierowca kupi
właśnie tę markę, na której się uczył. Zdać - zda każdy, poziom umiejętności nie jest ważny,
im ktoś gorzej zna przepisy, tym więcej zarabia na nim policja, wystawiając mu tickety za
różne przekroczenia; im ktoś robi więcej błędów i powoduje szkody, tym więcej zysku mają
firmy ubezpieczeniowe; na poważniejszych wypadkach zarabia ambulans, przewożący
rannych albo karawan pogrzebowy na transporcie zwłok... - Tak, tak -potwierdziła słowa
Steve'a kobieta, przed którą świat nie miał tajemnic - w Ameryce jak trzeba wkręcić żarówkę
za 25 centów, to zarobi na niej ponad dolara ten, co ją wkręca, ten, co daje drabinę i jeszcze
ten, co ją przytrzymuje! - Tu cent robi dolara! - Steve powiedział to, jakby ogłaszał swoje
credo.
- Taka jest Ameryka: love it or leave it! Kochaj ją albo rzuć! Steve zainteresował się,
czego też dorobił się w Ameryce ich krewny, do którego przyjechali. Jakie ma konto? W
jakim banku? Co on w ogóle ma? - Domek piętrowy - Ania podsunęła przed oczy fotografię
domu Johna Pawlaka, przed którym widniał jego ford. - To mnie nie eksajtuje - stwierdził
Steve, nawet nie rzuciwszy okiem na dorobek rodaka.
- Home to ma każdy z middle-class. A middle-class dzieli się. na upper-middle-class,
tniddle-middle-class and high-middle-class... - Ano, roztłumacz podrobno, Ania, bo tylem
zrozumiał, co na tureckim kazaniu. Kiedy Kazmierz usłyszał od Ani, że tu prawie każdy, kto
należy do klasy średniej, ma domek, westchnął głośno nad dolą swego brata: Jaśko tułał się tu
po średnich klasach. Jaka w Polsce bezlitosna wygoda, bo społeczeństwo bezklasowe! - A z
kim on ożeniony? -dopytywał się prezydent Związku Podhalan, wiedziony lokalnym
patriotyzmem.
- Chyba nie z góralką, bo ta by go z Trojcowa wywiodła w lepsze dzielnice! - Ot,
kłopot serdeczny - westchnął Pawlak.
- Jak Dżonu narzeczoną swoją, Marcyśkę od Szałajów, na emigrację idący w
Krużewnikach zostawił, tak on do tych pór bezpartyjny kawaler! - I po jaką zarazę tak za tą
Marcyśką tęsknił?! Taż to koczerbicha była! - Kargul miał swoje zdanie o nie spełnionej
miłości starszego brata Kazmierza.
- Jak Ruskie przyszli nas wyzwalać od polskich panów , to ona, do cała przez
Sowietów otumaniona, delegatką ludu pracującego miast i wsi zostawszy sia i po wsiach za
sowiecką właścią jezdziła agitować. No prosto wstyd! A potem kochanką majora NKWD
ostawszy sia, gramofon nakręciwszy w nocnej koszuli na balkonie tańczyła, a pijany
Bobywaniec strzelał z nagana w dzwon na trembowelskiej dzwonnicy... - Jakby Jaśko przez
ciebie nie był do tej wędrówki ludów przymuszony, tak by do tego nie dopuścił, żeby
Marcysia zbiesiwszy sia! - Mógł sobie tu lepszą znalezć. Kargul wzruszył tylko ramionami i
gestem głowy wskazał na widniejące po obu stronach szyldy i reklamy: Tatry Travel Office,
Zwiderski -polskie pieczywo, Warszawski Center, Delikatesy polskie, Swojska kielbasa, Z
Polski i do Polski tylko z B. Zaleskim!, Polonia Sausage - parówki polskie... - Awo, a bo
mało tu samych swoich? Uważał, że te polskie szyldy powinny przekonać Kazmierza o
wielkim wyborze wszystkiego, co swojskie: jeśli jest swojska kiełbasa i pierogi z kapustą, to
muszą być i swojskie baby.
- Ale Polki teraz są łase na obcych, żeby obywatelstwo dostać - Steve wyjawił im
motywy, które skłoniły go do odpowiedzi na ofertę matki dwojga słodkich córeczek: dlatego
ściągnął ze starego kraju kandydatkę na towarzyszkę życia, że kieruje się patriotyzmem! Tu
jak Polak ożeni się z Włoszką i ma troje dzieci, to Polacy uważają, że mają pięcioro Polaków,
a Włosi, że pięcioro Włochów. Ta dyskusja kończy się rozwodem, a rozwód to ruina. - U nas
w rodzinie dyskusje trafiają sia, ale rozwód nigdy! - Pawlak poczuł pewną przewagę nad
prezydentem. Przejechali przez Milwaukee Avenue, które wedle Steve'a była najdłuższą ulicą
świata, łączyła bowiem Chicago z Rzeszowem, Nowym Targiem i Sokółką. Kiedy znalezli się
wśród bocznych uliczek, wysypane na jezdnię śmiecie zmusiły do wolniejszej jazdy.
- To tu! - wykrzyknęła nagle Ania, rozpoznając znany jej z fotografii piętrowy domek.
Steve zajechał z głośnym trąbieniem. Nikt jednak nie ukazał się w drzwiach. Przed domem
stał ford Johna, który podziwiali na przysłanej przez niego widokówce. Steve wydobył z
bagażnika walizy, a kiedy uniósł swój kapelusik na pożegnanie, siedząca na półciężarówce
kapela góralska porwała na ten znak instrumenty i huknęła dziarsko krzesanego. Oba
samochody odjechały, a Pawlak wciąż patrzył wyczekująco na drzwi piętrowego domu. Ale
nikt nie wychodził na ich powitanie. - Bierz walizę! - rzucił rozkazująco do Kargula,
wchodząc powoli na schodki i ściągając z głowy kapelusz, jakby miał wejść do świątyni. -
Przestałby ty rządzić! - warknął pod nosem Kargul.
- Tu demokracja!
- Ty mnie tu politycznie nie kołuj! - osadził go Kazmierz.
- Jak jest dwóch, to któryś musi być lepszy!
- Dżonu to powiedz - wysapał Kargul, taszcząc ciężkie walizy. -Bo on tak nas
serdecznie wita, jak my Armie Czerwoną w trzydziestym dziewiątym. - Nie boj sia, usłyszy
on ode mnie takie powitalne oracje, że prosto on na ogonie przykucnie! Ta zapowiedz, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
procent! - Steve postanowił wprowadzić rodaków w prawa kapitalistycznej gospodarki.
- Tu dolar zazębia się o dolar. Kto nie umie po niego sięgnąć, ten jest przegrany.
Wezmy dla przykładu zwykłe prawo jazdy: kosztuje tylko trzy dolary i dwadzieścia pięć
centów, ale ilu na nim zarabia? Szkoła prowadzi kursy, zarabia firma, która daje jako wóz
szkoleniowy Chevroleta czy 'Forda', bo potem ten świeżo wyszkolony kierowca kupi
właśnie tę markę, na której się uczył. Zdać - zda każdy, poziom umiejętności nie jest ważny,
im ktoś gorzej zna przepisy, tym więcej zarabia na nim policja, wystawiając mu tickety za
różne przekroczenia; im ktoś robi więcej błędów i powoduje szkody, tym więcej zysku mają
firmy ubezpieczeniowe; na poważniejszych wypadkach zarabia ambulans, przewożący
rannych albo karawan pogrzebowy na transporcie zwłok... - Tak, tak -potwierdziła słowa
Steve'a kobieta, przed którą świat nie miał tajemnic - w Ameryce jak trzeba wkręcić żarówkę
za 25 centów, to zarobi na niej ponad dolara ten, co ją wkręca, ten, co daje drabinę i jeszcze
ten, co ją przytrzymuje! - Tu cent robi dolara! - Steve powiedział to, jakby ogłaszał swoje
credo.
- Taka jest Ameryka: love it or leave it! Kochaj ją albo rzuć! Steve zainteresował się,
czego też dorobił się w Ameryce ich krewny, do którego przyjechali. Jakie ma konto? W
jakim banku? Co on w ogóle ma? - Domek piętrowy - Ania podsunęła przed oczy fotografię
domu Johna Pawlaka, przed którym widniał jego ford. - To mnie nie eksajtuje - stwierdził
Steve, nawet nie rzuciwszy okiem na dorobek rodaka.
- Home to ma każdy z middle-class. A middle-class dzieli się. na upper-middle-class,
tniddle-middle-class and high-middle-class... - Ano, roztłumacz podrobno, Ania, bo tylem
zrozumiał, co na tureckim kazaniu. Kiedy Kazmierz usłyszał od Ani, że tu prawie każdy, kto
należy do klasy średniej, ma domek, westchnął głośno nad dolą swego brata: Jaśko tułał się tu
po średnich klasach. Jaka w Polsce bezlitosna wygoda, bo społeczeństwo bezklasowe! - A z
kim on ożeniony? -dopytywał się prezydent Związku Podhalan, wiedziony lokalnym
patriotyzmem.
- Chyba nie z góralką, bo ta by go z Trojcowa wywiodła w lepsze dzielnice! - Ot,
kłopot serdeczny - westchnął Pawlak.
- Jak Dżonu narzeczoną swoją, Marcyśkę od Szałajów, na emigrację idący w
Krużewnikach zostawił, tak on do tych pór bezpartyjny kawaler! - I po jaką zarazę tak za tą
Marcyśką tęsknił?! Taż to koczerbicha była! - Kargul miał swoje zdanie o nie spełnionej
miłości starszego brata Kazmierza.
- Jak Ruskie przyszli nas wyzwalać od polskich panów , to ona, do cała przez
Sowietów otumaniona, delegatką ludu pracującego miast i wsi zostawszy sia i po wsiach za
sowiecką właścią jezdziła agitować. No prosto wstyd! A potem kochanką majora NKWD
ostawszy sia, gramofon nakręciwszy w nocnej koszuli na balkonie tańczyła, a pijany
Bobywaniec strzelał z nagana w dzwon na trembowelskiej dzwonnicy... - Jakby Jaśko przez
ciebie nie był do tej wędrówki ludów przymuszony, tak by do tego nie dopuścił, żeby
Marcysia zbiesiwszy sia! - Mógł sobie tu lepszą znalezć. Kargul wzruszył tylko ramionami i
gestem głowy wskazał na widniejące po obu stronach szyldy i reklamy: Tatry Travel Office,
Zwiderski -polskie pieczywo, Warszawski Center, Delikatesy polskie, Swojska kielbasa, Z
Polski i do Polski tylko z B. Zaleskim!, Polonia Sausage - parówki polskie... - Awo, a bo
mało tu samych swoich? Uważał, że te polskie szyldy powinny przekonać Kazmierza o
wielkim wyborze wszystkiego, co swojskie: jeśli jest swojska kiełbasa i pierogi z kapustą, to
muszą być i swojskie baby.
- Ale Polki teraz są łase na obcych, żeby obywatelstwo dostać - Steve wyjawił im
motywy, które skłoniły go do odpowiedzi na ofertę matki dwojga słodkich córeczek: dlatego
ściągnął ze starego kraju kandydatkę na towarzyszkę życia, że kieruje się patriotyzmem! Tu
jak Polak ożeni się z Włoszką i ma troje dzieci, to Polacy uważają, że mają pięcioro Polaków,
a Włosi, że pięcioro Włochów. Ta dyskusja kończy się rozwodem, a rozwód to ruina. - U nas
w rodzinie dyskusje trafiają sia, ale rozwód nigdy! - Pawlak poczuł pewną przewagę nad
prezydentem. Przejechali przez Milwaukee Avenue, które wedle Steve'a była najdłuższą ulicą
świata, łączyła bowiem Chicago z Rzeszowem, Nowym Targiem i Sokółką. Kiedy znalezli się
wśród bocznych uliczek, wysypane na jezdnię śmiecie zmusiły do wolniejszej jazdy.
- To tu! - wykrzyknęła nagle Ania, rozpoznając znany jej z fotografii piętrowy domek.
Steve zajechał z głośnym trąbieniem. Nikt jednak nie ukazał się w drzwiach. Przed domem
stał ford Johna, który podziwiali na przysłanej przez niego widokówce. Steve wydobył z
bagażnika walizy, a kiedy uniósł swój kapelusik na pożegnanie, siedząca na półciężarówce
kapela góralska porwała na ten znak instrumenty i huknęła dziarsko krzesanego. Oba
samochody odjechały, a Pawlak wciąż patrzył wyczekująco na drzwi piętrowego domu. Ale
nikt nie wychodził na ich powitanie. - Bierz walizę! - rzucił rozkazująco do Kargula,
wchodząc powoli na schodki i ściągając z głowy kapelusz, jakby miał wejść do świątyni. -
Przestałby ty rządzić! - warknął pod nosem Kargul.
- Tu demokracja!
- Ty mnie tu politycznie nie kołuj! - osadził go Kazmierz.
- Jak jest dwóch, to któryś musi być lepszy!
- Dżonu to powiedz - wysapał Kargul, taszcząc ciężkie walizy. -Bo on tak nas
serdecznie wita, jak my Armie Czerwoną w trzydziestym dziewiątym. - Nie boj sia, usłyszy
on ode mnie takie powitalne oracje, że prosto on na ogonie przykucnie! Ta zapowiedz, [ Pobierz całość w formacie PDF ]