download > pdf > do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

To by było na tyle w kwestii pozbycia się go z domu. W ten sposób już na pewno nie
uda mi się ukryć mojego małego wybiegu, pomyślałam, kierując się do kuchni, aby stawić
czoło pracom domowym. Nie to, że w ogóle nie umiałam gotować - robiłam przyzwoitą
marinarę - po prostu wolałam trzymać się takich rzeczy, które nikogo nie zabiją, jeśli coś
pokręcę. Ale jeśli miałam sprawić, żeby Kirk zatęsknił za kobietą, którą mógłby stracić,
musiałam przekonać go czymś, co facet taki jak Kirk potrafi zrozumieć: mięsem.
Wyciągnęłam z lodówki paczkę doskonale - a przynajmniej tak zapewnił mnie rzeznik
w Lenny s Meats - perfekcyjnie grubych i idealnie przerażających steków. Nie byłam
wegetarianką ani niczym takim. Po prostu trochę obawiałam się jedzenia, które mogłoby mnie
niepostrzeżenie otruć, gdybym go nie dogotowała. Ostrożnie położyłam steki na blacie,
zastanawiając się, jak długo będę musiała piec je w George u Foremanie (prezent świąteczny
od Sonny ego, jeszcze nie wyjęty z fabrycznego opakowania), aby zabić wszystkie złośliwe
bakterie, o których wiedziałam zdecydowanie zbyt wiele jak na kobietę o tak ograniczonym
doświadczeniu kulinarnym. Na szczęście moja mentorka od usidlania mężczyzn pożyczyła mi
swój egzemplarz  Gotowania ze stylem , który mimo podejrzanie jasnego talerza z jarzynami
na okładce miał też rozdział poświęcony pieczeniu.
Gdy otworzyłam książkę, byłam zaskoczona, jak to wszystko łatwo wyglądało. Sześć
minut po każdej stronie? %7ładen problem. Wiedząc, że podstawą jest dobra organizacja w
czasie, nastawiłam szparagi i wrzuciłam kartofle do mikrofali. To było proste, pomyślałam,
kładąc steki na gorącym ruszcie, kiedy tylko zadzwięczał dzwonek.
- Ja otworzę! - krzyknęłam, biegnąc do domofonu, mimo że Justin nie ruszył się z
kanapy.
- Hej, to ja - głos Kirka wydobył się z głośnika.
Nacisnęłam brzęczyk z uczuciem lęku i natychmiast poszłam do drzwi, jakby fakt, że
będę tam na niego czekała, mógł ochronić go od mojego szaleństwa lub od
wszystkowiedzącego spojrzenia Justina. Kiedy wchodził na trzecie piętro, wyszłam na klatkę.
- Hej - powiedziałam, kiedy podszedł.
- Hej, Kluseczko - odpowiedział, a jego twarz rozpłynęła się w uśmiechu, który
sprawił, że poczułam się winna. Najwyrazniej nie nadawałam się do tego rodzaju podchodów.
Pocałował mnie, przyglądając się mojej twarzy, jakby mógł wyczytać w niej
oszustwo. I coś musiał tam dojrzeć, bo zapytał:
- Co się stało?
- Nic! - odpowiedziałam szybko i poprowadziłam go przez wąski korytarz do salonu.
- Cześć, Kapitanie Kirk, co słychać? - zawołał z szerokim uśmiechem Justin, nie
ruszając się ze swojej - miałam nadzieję czasowej - pozycji na kanapie.
Kirk zesztywniał.
Mimo że już od pierwszego dnia musiał pogodzić się z tym, że mieszkam u Justina,
nie akceptował jego pozornie beztroskiego stylu życia.
Justin wyczuł to od razu i bardzo lubił przy Kirku podkreślać te właśnie cechy swoim
zachowaniem. Podejmował jednak pewne próby na wiązania kontaktów. Kiedy okazało się,
że obaj są fanami  Star Trek , bardzo lubił nawiązywać w rozmowie do najlepszych scen
serialu. Kirk natomiast nie mógł znieść sposobu, w jaki Justin wzywał imienia dobrego
kapitana nadaremnie, zawsze kiedy się z nim witał.
- Witaj, Justin. - Skinął głową.
I kiedy znacząco wskazywałam oczami na pokój Justina z niemym przesłaniem:  Czas
na ciebie , Justin patrzył rozradowany na Kirka, jakby ten był jego najlepszym kumplem. I
najwyrazniej tak było, sądząc po tym, jak oczy Kirka zapaliły się, kiedy spojrzał na ekran
telewizora.
- Czy to mecz Jankees z Red Soxami? - spytał i szybko opuścił miejsce u mojego
boku, aby wygodnie rozsiąść się na kanapie obok Justina.
Zdecydowałam, że najlepsze, co mogę teraz zrobić, to udać się do kuchni. W końcu
miałam teraz ważniejsze zmartwienia. Na przykład mięso. Te olbrzymie czerwone steki wciąż
skwierczały. Dzięki Bogu, że poprosiłam rzeznika, żeby ukroił dodatkowy kawałek.
Wyglądało, że szykuje się kolacja dla trojga. Na pewno mi się uda, pomyślałam, przewracając
na drugą stronę ładnie przyrumienione steki.
Zaczęłam wykładać na półmisek świeżo ugotowane szparagi i wyciągnęłam pieczone
kartofle z mikrofali. Przyglądając się swojemu dziełu, doszłam do wniosku, że właściwie
mogę się uważać za Domową Boginię.
Po kolejnych sześciu minutach wyjęłam jeden ze steków i rozkroiłam go w środku.
Musiałam się upewnić, czy jest dobry i upieczony i czy nie otruję siebie, najlepszego
przyjaciela i, hm, przyszłego męża. Z mięsa wypłynął czerwony sok, przyprawiając mnie o
dreszcz obrzydzenia. Z całą pewnością nie wolno tego zjeść, pomyślałam. W wyobrazni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aikidobyd.xlx.pl
  •