[ Pobierz całość w formacie PDF ]
– Muszę się zastanowić. – Zwlekała z odpowiedzią.
– Samolot czeka.
– Teraz?! – wykrzyknęła.
– Tak.
– Nie jestem gotowa. Nawet nie jestem spakowana. – Dopiero gdy to powiedziała, uświadomiła
sobie, że poważnie rozważa propozycję księcia. Czy Raif i Heidi mają rację? Ktoś nadal knuje
przeciw niej? Czy to Dalton? A może ktoś zupełnie inny? – Przyjadę później – zaproponowała.
– Kimkolwiek są nasi przeciwnicy, chcę im dać sygnał, że zjednoczyliśmy wysiłki. Zaczną się
denerwować, a wtedy łatwo popełnić błąd.
– Nie mogę wszystkiego rzucić na pstryknięcie palców. Mam pracę, pilne sprawy, napięte terminy.
– To się da załatwić. – Wyciągnął telefon. – Kto jest twoim szefem? Podaj numer.
– Takie masz metody? Chcesz postraszyć mojego szefa? – zirytowała się. – Odpowiadam przed
zarządem.
– Kto tam jest najważniejszy?
– Vance Waverly. – Ustąpiła i podyktowała numer.
Słuchała z otwartymi ustami, gdy Raif składał Vance’owi propozycję nie do odrzucenia. Obiecał
przekazać domowi aukcyjnemu wyrok skazujący nieszczęsnego Cosmo na loch w Więzieniu
Zdrajców, podpisany przez ojca księżniczki Salimy. Jeśli chodzi o proweniencję rzeźby, trudno
o lepszą historię. Złote Serce osiągnie astronomiczną wartość.
– Jesteś niesamowity – powiedziała.
– Nie lubię tracić czasu.
– Wiedziałeś, że nie odmówi.
– Jeśli proponujesz człowiekowi coś, na czym mu autentycznie zależy, nigdy ci nie odmówi. Dzięki
temu wszyscy są zadowoleni. Leć ze mną do Rayas, Ann. We dwoje położymy temu kres.
Buntowała się w duchu, ale wyczerpały jej się wykręty.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Powietrze w Rayas było gorące i wilgotne, przesycone zapachem jaśminu i słoną nutą morza.
Zerkając znad ramienia Raifa przez otwarte drzwi samolotu, Ann dostrzegła rozciągnięty przed
schodkami czerwony dywan i kilkudziesięciu dostojników zgiętych w ukłonie.
– Własnym oczom nie wierzę – jęknęła.
– Książę był nieobecny przez ponad tydzień – wyjaśnił jej półgłosem Tariq.
– Mogłabym spędzić rok na antypodach, a i tak miałabym szczęście, gdyby Darby raczyła mnie
odebrać.
– Natychmiast przestańcie – mruknął Raif. – Rozśmieszacie mnie, a muszę zachować powagę.
Ann wyciągnęła rękę, chcąc go poklepać po ramieniu, ale Tariq ją powstrzymał.
– Nie możesz dotykać księcia publicznie. I pamiętaj, trzymaj się pięć kroków za nim.
– Dzięki za ostrzeżenie. Nie chcę wylądować w lochu.
– Kto ci naopowiadał głupstw o lochach?
– Raif.
– Nabrał cię.
– W Rayas nie ma lochów?
– Jest Więzienie Zdrajców, ale to zabytek. Oprowadzamy po nim turystów.
– Wstrętny kłamczuch!
– Nie nazywaj go tak publicznie.
– Dlaczego? Chyba niewiele mi grozi, skoro lochy okazały się bajeczką na mój użytek?
– Obelgi pod adresem rodziny królewskiej to poważne naruszenie protokołu. Zapewne
musielibyśmy cię usunąć z pałacu, może nawet deportować do Ameryki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
– Muszę się zastanowić. – Zwlekała z odpowiedzią.
– Samolot czeka.
– Teraz?! – wykrzyknęła.
– Tak.
– Nie jestem gotowa. Nawet nie jestem spakowana. – Dopiero gdy to powiedziała, uświadomiła
sobie, że poważnie rozważa propozycję księcia. Czy Raif i Heidi mają rację? Ktoś nadal knuje
przeciw niej? Czy to Dalton? A może ktoś zupełnie inny? – Przyjadę później – zaproponowała.
– Kimkolwiek są nasi przeciwnicy, chcę im dać sygnał, że zjednoczyliśmy wysiłki. Zaczną się
denerwować, a wtedy łatwo popełnić błąd.
– Nie mogę wszystkiego rzucić na pstryknięcie palców. Mam pracę, pilne sprawy, napięte terminy.
– To się da załatwić. – Wyciągnął telefon. – Kto jest twoim szefem? Podaj numer.
– Takie masz metody? Chcesz postraszyć mojego szefa? – zirytowała się. – Odpowiadam przed
zarządem.
– Kto tam jest najważniejszy?
– Vance Waverly. – Ustąpiła i podyktowała numer.
Słuchała z otwartymi ustami, gdy Raif składał Vance’owi propozycję nie do odrzucenia. Obiecał
przekazać domowi aukcyjnemu wyrok skazujący nieszczęsnego Cosmo na loch w Więzieniu
Zdrajców, podpisany przez ojca księżniczki Salimy. Jeśli chodzi o proweniencję rzeźby, trudno
o lepszą historię. Złote Serce osiągnie astronomiczną wartość.
– Jesteś niesamowity – powiedziała.
– Nie lubię tracić czasu.
– Wiedziałeś, że nie odmówi.
– Jeśli proponujesz człowiekowi coś, na czym mu autentycznie zależy, nigdy ci nie odmówi. Dzięki
temu wszyscy są zadowoleni. Leć ze mną do Rayas, Ann. We dwoje położymy temu kres.
Buntowała się w duchu, ale wyczerpały jej się wykręty.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Powietrze w Rayas było gorące i wilgotne, przesycone zapachem jaśminu i słoną nutą morza.
Zerkając znad ramienia Raifa przez otwarte drzwi samolotu, Ann dostrzegła rozciągnięty przed
schodkami czerwony dywan i kilkudziesięciu dostojników zgiętych w ukłonie.
– Własnym oczom nie wierzę – jęknęła.
– Książę był nieobecny przez ponad tydzień – wyjaśnił jej półgłosem Tariq.
– Mogłabym spędzić rok na antypodach, a i tak miałabym szczęście, gdyby Darby raczyła mnie
odebrać.
– Natychmiast przestańcie – mruknął Raif. – Rozśmieszacie mnie, a muszę zachować powagę.
Ann wyciągnęła rękę, chcąc go poklepać po ramieniu, ale Tariq ją powstrzymał.
– Nie możesz dotykać księcia publicznie. I pamiętaj, trzymaj się pięć kroków za nim.
– Dzięki za ostrzeżenie. Nie chcę wylądować w lochu.
– Kto ci naopowiadał głupstw o lochach?
– Raif.
– Nabrał cię.
– W Rayas nie ma lochów?
– Jest Więzienie Zdrajców, ale to zabytek. Oprowadzamy po nim turystów.
– Wstrętny kłamczuch!
– Nie nazywaj go tak publicznie.
– Dlaczego? Chyba niewiele mi grozi, skoro lochy okazały się bajeczką na mój użytek?
– Obelgi pod adresem rodziny królewskiej to poważne naruszenie protokołu. Zapewne
musielibyśmy cię usunąć z pałacu, może nawet deportować do Ameryki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]