[ Pobierz całość w formacie PDF ]
strach kogoś, kto cofał się przed nim, kogo próba ucieczki zagoniła pod najdalszą ścia-
nę mieszkania.
Hej zawołał. Mieszkam na górze. Usłyszałem pański telewizor. Spotkajmy
się, dobrze? Czekał nasłuchując. %7ładnego dzwięku, żadnego ruchu. Jego słowa nie
zdołały wyswobodzić tej osoby. Przyniosłem kostkę margaryny powiedział stojąc
tuż przy drzwiach tak, aby jego głos przeniknął przez nie. Nazywam się J. R. Isidore
i pracuję dla znanego weterynarza pana Hannibala Sloata, na pewno pan o nim słyszał.
Jestem osobą szanowaną, mam pracę. Prowadzę ciężarówkę pana Sloata.
Drzwi otworzyły się lekko i zobaczył skuloną, zniekształconą dziwnym, perspek-
tywicznym skrótem postać dziewczyny, która cofała się, ale mimo wszystko trzymała
drzwi, jakby stanowiły dla niej fizyczną podporę. Lęk sprawiał, że wyglądała na chorą.
Strach deformował linie jej ciała. Robiła wrażenie, jakby ktoś ją połamał, a potem zło-
śliwie pozszywał na nowo. Jej wpatrzone w niego, olbrzymie oczy lśniły, gdy dziewczy-
na usiłowała się uśmiechnąć.
42
Myślała pani, że w tym budynku nikt nie mieszka powiedział, nagle wszystko
rozumiejąc. Myślała pani, że jest opuszczony.
Dziewczyna skinęła głową i szepnęła:
Tak.
Ale przecież dobrze jest mieć sąsiadów zdziwił się Isidore. O rany, dopóki
pani się nie sprowadziła, nie miałem żadnego.
I Bóg świadkiem, to wcale nie było przyjemne.
Pan mieszka tu sam? spytała dziewczyna. W całym budynku? Sprawia-
ła już wrażenie o wiele mniej zalęknionej. Wyprostowała się i przygładziła dłonią ciem-
ne włosy. Dostrzegł teraz, że ma zgrabną, choć drobną figurę i ładne oczy w oprawie
długich, czarnych rzęs. Najwyrazniej zaskoczona jego przyjściem ubrana była tylko
w spodnie od piżamy. A kiedy spojrzał poza jej ramię, zobaczył panujący w pokoju ba-
łagan. Walizki leżały porozrzucane tu i ówdzie, otwarte, z częściowo wysypującą się na
zaśmieconą podłogę zawartością. Ale to było zrozumiałe, przecież dopiero się sprowa-
dziła.
Oprócz pani mieszkam tu tylko ja odparł Isidore. I nie będę sprawiał kłopo-
tów. Czuł smutek. Jego dar, który zawierał w sobie wartość autentycznego, przedwo-
jennego rytuału, nie został przyjęty. Na dobrą sprawę dziewczyna robiła wrażenie, jak-
by wcale nie rozumiała, do czego ta kostka margaryny miała służyć. Sprawiała wraże-
nie przede wszystkim niezwykle oszołomionej. Jakby wyłoniła się z głębi i unosiła te-
raz w coraz bardziej zwężających się kręgach strachu. Dobry stary Buster powie-
dział, usiłując rozluznić spiętą dziewczynę. Lubi go pani? Oglądam ten program każ-
dego ranka, a potem w nocy, po powrocie do domu. Oglądam przy obiedzie i jeszcze
pózniej do chwili, kiedy idę do łóżka. Przynajmniej robiłem tak, dopóki nie zepsuł mi
się telewizor.
Kogo...? zaczęła dziewczyna i urwała nagle. Przygryzła wargę, jakby poczuła
nagle straszną złość. Najwidoczniej na siebie.
Przyjaznego Bustera wyjaśnił. Wydało mu się dziwne, że dziewczyna nigdy nie
słyszała o najpopularniejszym na Ziemi komiku telewizyjnym.
Skąd pani przyjechała? spytał ze zdziwieniem.
To nie ma znaczenia. Zerknęła szybko na niego. Coś, co dostrzegła, w jakiś spo-
sób zmniejszyło jej niepokój i ciało dziewczyny wyraznie się rozluzniło. Będę bardzo
zadowolona z towarzystwa oznajmiła ale pózniej, kiedy bardziej się tu zadomo-
wię. Teraz, oczywiście, to wykluczone.
Dlaczego wykluczone? Był zdziwiony, wszystko w niej budziło zdziwie-
nie. Może, pomyślał, zbyt długo byłem sam. To ja stałem się dziwny. Mówią, że kurze
móżdżki takie bywają. Myśl ta wprawiła go w jeszcze bardziej ponury nastrój. Mógł-
bym pomóc pani rozpakować walizki zaproponował. Niemal zamknęła mu drzwi
przed nosem. I umeblować się.
43
Nie mam nowych mebli odpowiedziała dziewczyna. Wystarczą mi rzeczy
wskazała pokój za plecami które są tutaj.
One się nie nadają wyjaśnił. Widział to na pierwszy rzut oka. Krzesła, dywan, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl aikidobyd.xlx.pl
strach kogoś, kto cofał się przed nim, kogo próba ucieczki zagoniła pod najdalszą ścia-
nę mieszkania.
Hej zawołał. Mieszkam na górze. Usłyszałem pański telewizor. Spotkajmy
się, dobrze? Czekał nasłuchując. %7ładnego dzwięku, żadnego ruchu. Jego słowa nie
zdołały wyswobodzić tej osoby. Przyniosłem kostkę margaryny powiedział stojąc
tuż przy drzwiach tak, aby jego głos przeniknął przez nie. Nazywam się J. R. Isidore
i pracuję dla znanego weterynarza pana Hannibala Sloata, na pewno pan o nim słyszał.
Jestem osobą szanowaną, mam pracę. Prowadzę ciężarówkę pana Sloata.
Drzwi otworzyły się lekko i zobaczył skuloną, zniekształconą dziwnym, perspek-
tywicznym skrótem postać dziewczyny, która cofała się, ale mimo wszystko trzymała
drzwi, jakby stanowiły dla niej fizyczną podporę. Lęk sprawiał, że wyglądała na chorą.
Strach deformował linie jej ciała. Robiła wrażenie, jakby ktoś ją połamał, a potem zło-
śliwie pozszywał na nowo. Jej wpatrzone w niego, olbrzymie oczy lśniły, gdy dziewczy-
na usiłowała się uśmiechnąć.
42
Myślała pani, że w tym budynku nikt nie mieszka powiedział, nagle wszystko
rozumiejąc. Myślała pani, że jest opuszczony.
Dziewczyna skinęła głową i szepnęła:
Tak.
Ale przecież dobrze jest mieć sąsiadów zdziwił się Isidore. O rany, dopóki
pani się nie sprowadziła, nie miałem żadnego.
I Bóg świadkiem, to wcale nie było przyjemne.
Pan mieszka tu sam? spytała dziewczyna. W całym budynku? Sprawia-
ła już wrażenie o wiele mniej zalęknionej. Wyprostowała się i przygładziła dłonią ciem-
ne włosy. Dostrzegł teraz, że ma zgrabną, choć drobną figurę i ładne oczy w oprawie
długich, czarnych rzęs. Najwyrazniej zaskoczona jego przyjściem ubrana była tylko
w spodnie od piżamy. A kiedy spojrzał poza jej ramię, zobaczył panujący w pokoju ba-
łagan. Walizki leżały porozrzucane tu i ówdzie, otwarte, z częściowo wysypującą się na
zaśmieconą podłogę zawartością. Ale to było zrozumiałe, przecież dopiero się sprowa-
dziła.
Oprócz pani mieszkam tu tylko ja odparł Isidore. I nie będę sprawiał kłopo-
tów. Czuł smutek. Jego dar, który zawierał w sobie wartość autentycznego, przedwo-
jennego rytuału, nie został przyjęty. Na dobrą sprawę dziewczyna robiła wrażenie, jak-
by wcale nie rozumiała, do czego ta kostka margaryny miała służyć. Sprawiała wraże-
nie przede wszystkim niezwykle oszołomionej. Jakby wyłoniła się z głębi i unosiła te-
raz w coraz bardziej zwężających się kręgach strachu. Dobry stary Buster powie-
dział, usiłując rozluznić spiętą dziewczynę. Lubi go pani? Oglądam ten program każ-
dego ranka, a potem w nocy, po powrocie do domu. Oglądam przy obiedzie i jeszcze
pózniej do chwili, kiedy idę do łóżka. Przynajmniej robiłem tak, dopóki nie zepsuł mi
się telewizor.
Kogo...? zaczęła dziewczyna i urwała nagle. Przygryzła wargę, jakby poczuła
nagle straszną złość. Najwidoczniej na siebie.
Przyjaznego Bustera wyjaśnił. Wydało mu się dziwne, że dziewczyna nigdy nie
słyszała o najpopularniejszym na Ziemi komiku telewizyjnym.
Skąd pani przyjechała? spytał ze zdziwieniem.
To nie ma znaczenia. Zerknęła szybko na niego. Coś, co dostrzegła, w jakiś spo-
sób zmniejszyło jej niepokój i ciało dziewczyny wyraznie się rozluzniło. Będę bardzo
zadowolona z towarzystwa oznajmiła ale pózniej, kiedy bardziej się tu zadomo-
wię. Teraz, oczywiście, to wykluczone.
Dlaczego wykluczone? Był zdziwiony, wszystko w niej budziło zdziwie-
nie. Może, pomyślał, zbyt długo byłem sam. To ja stałem się dziwny. Mówią, że kurze
móżdżki takie bywają. Myśl ta wprawiła go w jeszcze bardziej ponury nastrój. Mógł-
bym pomóc pani rozpakować walizki zaproponował. Niemal zamknęła mu drzwi
przed nosem. I umeblować się.
43
Nie mam nowych mebli odpowiedziała dziewczyna. Wystarczą mi rzeczy
wskazała pokój za plecami które są tutaj.
One się nie nadają wyjaśnił. Widział to na pierwszy rzut oka. Krzesła, dywan, [ Pobierz całość w formacie PDF ]